środa, 27 stycznia 2016

Rozdział 24

 *Tydzień później...*

Perspektywa Mariusza

Siedziałem z Winiarskim w kuchni i przez aneks co chwila spoglądałem na Arka. Po rozmowie z Justyną, która zadzwoniła jeszcze przed wylotem, pobiegł bawić się w salonie. Usiadłem w końcu naprzeciwko przyjaciela, ale tak abym mógł mieć oko na małego.
- I jak sytuacja z Dagą? - zapytałem po chwili, gdy Michał wpatrywał się bez żadnych emocji w kubek z kawą.
- Nijak. - westchnął - Nie mam odwagi iść do tego cholernego prawnika, a co gorsza nie mam odwagi wznieść pozew o rozwód. - spojrzał na mnie i uśmiechnął się krzywo - Najgorsze jest to, że nie mogę w żaden sposób zobaczyć się z Antkiem i Olim. - upił łyk napoju. Był spokojny, aż za spokojny jak na niego. - A co jeśli zabroni mi całkiem się z nimi widywać? Przecież jestem siatkarzem, moje życie jest cały czas na walizkach. Ja już nie wiem co mam robić... - powiedział cicho i przeczesał włosy ręką.
- Ja Ci powiem co masz zrobić. - oparłem się o oparcie krzesła i zaplotłem ręce na wysokości klatki piersiowej. Winiarski spojrzał na mnie wyczekująco. - Pójdziesz w najbliższym czasie do prawnika i ja Cię z tym przypilnuję. Dowiesz się wszystkiego co możesz zrobić w sprawie Antka i Oliego. Nawet jeśli jesteś siatkarzem to możesz się widywać z własnymi dziećmi. Niepotrzebnie wymyślasz jakieś historie... - tylko tyle zdążyłem powiedzieć, bo zadzwonił dzwonek do drzwi. Zmarszczyłem brwi i spojrzałem na Winiarskiego. Podniósł ramiona w górę na znak, że nic nie wie. Westchnąłem cicho i udałem się otworzyć drzwi. Nie spoglądając przez judasz, otworzyłem je i spojrzałem na gościa, który mnie odwiedził.
- Witam. Szukam Justyny Składanowskiej. Mam dla niej list. - mężczyzna z torbą przewieszoną przez ramię spojrzał na mnie znad szkieł okularów. Ponownie zmarszczyłem brwi, jakim cudem list dotarł tu, a nie do jej własnego domu?
- Musiała zajść jakaś pomyłka. Justyna tu nie mieszaka. - powiedziałem ze spokojem.
- Tak domyślałem się. Został on przesłany z tego adresu, na ten. - pokazał mi coś w swoim notesie i spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem. - Więc jest Pani Justyna? - zapytał ponownie.
- Nie ma. jest na wakacjach, ale mogę to za nią odebrać. - westchnąłem. Co ona mnie znowu wrabia.
- Świetnie. Proszę tu podpisać. - zrobiłem to o co mnie poprosił i odebrałem list - Dziękuje bardzo. Miłego dnia. - uśmiechnąłem się tylko kiwnąłem głową. Wszedłem do środka nogą zamykając drzwi i przeszedłem do kuchni. Usiadłem na tym samym miejscu co kilka minut temu i przyglądałem się kopercie. Był od jakiegoś uniwersytetu.
- Co tam masz? - koło mnie zaraz pojawił się Michał i przez ramie spoglądał na list.
- List dla Justyny od jakiejś uczelni. - wymamrotałem - Pewnie tej z Bełchatowa. No to jestem ciekaw czy ją przyjęli. - zaśmiałem się i zacząłem otwierać list.
- Nie sądzisz, że ona sama powinna to otworzyć? - usłyszałem głos Winiarskiego. Podniósł jedną brew do góry.
- No dobra. W sumie i tak pewne jest to, że ją przyjmą. Tak zdanej matury to ja jeszcze nie widziałem. - ponownie się zaśmiałem. Odłożyłem kopertę na stół i chwyciłem kubek z kawą. Upiłem łyk napoju. Winiarski usiadł naprzeciw mnie i przyglądał się białej i prostokątnej kopercie.
- Dobra otwieraj to, bo nie wytrzymam! - pisnął zachwycony. Zaśmiałem się głośno. Wiedziałem, że długo nie wytrzyma, w sumie to tak jak ja. Pośpiesznie otworzyłem list i zacząłem czytać. - Czytaj na głos! - zarządził Michał.
- Na podstawie artykułu... Bla, bla, bla... Niniejszym potwierdzamy kandydaturę Pani Justyny Składanowskiej oraz kwalifikację... - przeczytałem głośno i usłyszałem pisk przyjmującego. Wyrwał mi z rąk kartkę. Uśmiechnąłem się pod nosem.
- Mariusz, ale to nie jest list z Bełchatowa. - przyjaciel pomachał mi świstkiem papieru przed oczami - To jest z Krakowa. Z Instytutu Fizjoterapii Uniwersytetu Jagiellońskiego. - przeczytał dokładnie. Spojrzałem na niego jak na idiotę. - No spójrz sam. - podał mi list.
- O kurwa. - szczęka mi opadła. Faktycznie tam było napisane czarno na białym. Spojrzałem z niedowierzaniem na Miśka. - Wiedziałeś coś o tym? - wskazałem na kawałek papieru. Byłem jednocześnie dumny i zły. Utajniła to wszystko przede mną.
- Skąd! Jestem tak samo zaskoczony jak ty! - powiedział i chwycił kartkę w dłonie, po czym dla pewności przeczytał każde zdanie. Padł na krzesło i uśmiechnął się szeroko. - To nam się Justyna udała, co? Wredna małpa! I, że nie pisnęła nawet słówkiem! - zaśmiał się.
- No to sobie z nią porozmawiam. - powiedziałem sam do siebie i spojrzałem na Arka - Młody ubieraj się! - zawołałem. Michał spojrzał na mnie zdezorientowany.
- Co ty kombinujesz? - zaplótł ręce na klatce piersiowej i oparł się prawym ramieniem o framugę drzwi. Spojrzał na mnie podejrzliwie.
- Tatuś gdzie jedziemy? - podbiegł do mnie Arek i złapał mnie za nogę. Poczochrałem mu blond włosy i kucnąłem, aby móc być z nim twarzą w twarz.
- Zrobimy niespodziankę Justynie, co? - mały po usłyszeniu moich słów wtulił się w moją szyje.
- Jadę z Wami nie mogę tego przegapić. - zaśmiał się Winiarski i podreptał za nami do samochodu. Wysłałem Paulinie SMS i wyruszyliśmy w drogę.

Perspektywa Justyny

Podobnie, jak tydzień temu siedziałam na niewygodnym, metalowym krześle. Z tym, że koło mnie siedział niejaki Andrzej Wrona. Miał zamknięte oczy, jego klatka unosiła się miarowo. Włosy dokładnie ułożone, kilkudniowy zarost dodawały mu tylko uroku. Wpatrywałam się w niego jak obrazek. Dość często łapałam się na tym, że myślałam o tym co by było gdyby... Jestem niezłą szczęściarą. Przyjaźń z jednym z najlepszych atakujących na świecie, która nie oszukujmy się zaczęła się przypadkowo. Sama się dziwię, jak ona mogła tyle przetrwać. Dzieli nas spora ilość wieku. Mamy różne charaktery, nie we wszystkim się zgadzamy, a przede wszystkim ja w porównaniu do niego jestem niedoświadczona w życiu. Uśmiechnęłam się pod nosem, wspominając nasze pierwsze spotkanie, to jak poznałam chłopaków. Wszystko działo się jakbym była w jakimś śnie.
- Gapisz się na mnie. - z rozmyśleń wyrwał mnie niski głos środkowego. Nadal miał zamknięte oczy, a na twarz wpełzł mu delikatny uśmiech. Objął mnie ramieniem i przyciągnął do siebie. - Krępuje mnie to. - wyszeptał mi na ucho. Nie wiem czemu, ale zrobiło mi się momentalnie gorąco. Przygryzłam dolną wargę i schowałam twarz w zagłębiu jego szyi, aby ukryć rumieńce na policzkach. Andrzej zaśmiał się cicho i mocniej mnie do siebie przytulił, całując w czoło. Siedzieliśmy tak dłuższą chwilkę, aby potem wstać i ruszyć w kierunku samolotu. Gdy już zajęliśmy swoje miejsce po raz ostatni spojrzałam przez okienko i przełknęłam ślinę.
- Nie będzie tak źle. - usłyszałam głos środkowego, a zaraz po tym poczułam jak łapie mnie za rękę, aby dodać mi otuchy. Posłałam mu tylko słaby uśmiech i wtuliłam się w jego ramię. Chciałam, wręcz próbowałam zmusić się do spania. Wszystkie próby kończyły się fiaskiem. W pewnym momencie samolotem trzęsło, a ja wydałam z siebie cichy pisk. Wbiłam się w fotel, zaciskając powieki jak mocniej umiałam w duchu modląc się o przeżycie. - A tobie co? - usłyszałam rozbawiony głos Wrony. Otworzyłam jedno oko, ale zaraz je zamknęłam, wprawiając Andrzeja w jeszcze większe rozbawienie.
- Spadamy, prawda? - spytałam cicho z przerażeniem. Siatkarz zaśmiał się głośno, sprawiając, że kilku pasażerów obróciło się w naszą stronę.
- Głupia, to tylko lekkie turbulencje. - objął mnie ramieniem i  przyciągnął do siebie, po czym pocałował w skroń - Możesz otworzyć oczy. - powiedział gryząc się w język, aby się nie roześmiać. Głośno wypuściłam powietrze z płuc i mocniej wtuliłam się w jego tors. Kantem oka spojrzałam w stronę Wojtka, siedział po naszej prawej z jakąś dziewczyna, co chyba była zawziętą fanką siatkówki, bo zachwycała się nim jakby był co najmniej jakimś bogiem. Zaśmiałam się cicho w klatkę piersiową środkowego i przymknęłam oczy, wdychając perfumy siatkarza. Długo wyczekiwany sen przyszedł bardzo szybko. Jak przez mgłą pamiętam drogę do samochodu, a tam bardziej do domu. Ocknęłam się dopiero, gdy wjeżdżaliśmy na podwórko. Zdziwiło mnie auto Mariusza, stojące obok garażu. Rozciągnęłam się, gdy wysiadłam z pojazdu i otworzyłam bagażnik, aby wytargać z niego torbę. Zanim zdążyła cokolwiek zrobić, Andrzej wyciągnął wspomnianą rzecz i szedł kierunku domu. Zaśmiałam się w duchu, przyjdzie do tego, że nawet nie będę mogła sama iść.
-  Jak tam lot? - spojrzałam na Wojciecha i próbowałam się nie roześmiać.
- Nic nie mów. - powiedział zirytowany - Ta laska była nadzwyczaj dziwna. - zaśmiałam się tylko.
- Nie idziesz? - zapytałam, gdy siatkarz nie wyszedł nawet z samochodu.
- Poczekam na niego tu. - uśmiechnął się. Prychnęłam rozbawiona i uciekłam. Wpadłam na korytarz i od razu spotkałam się z Arkiem i moim bratem Jasiem.
- O cześć urwisy! - potargałam jednemu i drugiemu włosy. Pisnęli, odskakując w bok, ale zaraz się przytulili. Krzyknęli krótkie "Hej!" i pobiegli do salonu. Zmarszczyłam brwi, ale nic nie mówiąc ruszyłam za nimi. W pomieszczeniu zastałam moją mamę, ojczyma, Mariusza, Michała i Andrzeja. Ten ostatni trzymał jakąś kartkę papieru i wczytywał się w sens wypowiedzianych zdań. Spojrzałam na Mariusza, ale ten tylko prychnął i posłał mi spojrzenie typu: "Policzymy się później".  - Coś się stało? - zapytałam w końcu, przeskakiwałam wzrokiem na każdą osobę, znajdującą się w pomieszczeniu.
- Może zechcesz nam to wytłumaczyć? - odezwał się Andrzej, podsuwając mi pod nos kartkę papieru, którą niedawno czytał. Chwyciłam ją i ze zrozumieniem wczytałam się w tekst. Z każdym zdaniem, mój uśmiech rozszerzał się co raz bardziej. W końcu nie wytrzymałam i zaczęłam piszczeć oraz skakać z zadowolenia. Usłyszałam śmiech Winiarskiego, po czym podszedł do mnie i mocno uściskał. Spojrzałam na pozostałe osoby, ale nikt nie kwapił się do tego, aby coś powiedzieć.
- Nie cieszycie się? - spytałam niepewnie. Myślałam, że gdy postawię ich przed faktem dokonanym to zmienią zadanie, ale chyba się przeliczyłam.
- No chyba nie myślisz, że pozwolę Ci jechać na studia do Krakowa! - głos zabrała moja rodzicielka. Wzięłam głęboki oddech i spojrzałam w jej stronę. Byłam przygotowana na wszystko. - Umawiałyśmy się, że Studiujesz w Bełchatowie! Nie ma mowy o żadnym Krakowie!
- Michał weź chłopaków do drugiego pokoju. - poprosiłam i uśmiechnęłam się do niego. Chyba tylko on był ze mnie dumny. - Niby czemu?! - lekko podniosłam głos, gdy Winiarski zniknął z dzieciakami za drzwiami. - Bo nie byłabym pod kluczem?!
- Nie tym tonem. - usłyszałam głos mojego ojczyma. Puściłam to mimo uszu i dalej wpatrywałam się w mamę, wyczekując odpowiedzi.
- Idziesz studiować do Bełchatowa! Tam Mariusz będzie Cię pilnował. - powiedziała, nie zwracając uwagi na wcześniej zadane pytanie.
- Nie mam pięciu lat! Nie potrzebuję niańki! - ponownie się uniosłam, ale to chyba było zrozumiałe w tej sytuacji.
- Nie tym tonem młoda damo. - po raz drugi usłyszałam ojczyma. Odwróciłam się w jego stronę i spojrzałam na niego.
- Ty się w ogóle w to nie mieszaj. - wysyczałam zaciskając dłonie w pięści - Nie jesteś moim ojcem.
- Justyna! - zawołała moja mama z absurdem.
- A może jest?! - zwróciłam się w jej stronę i wyciągnęłam w górę ręce. Już wiedziałam, że wyniknie z tego kłótnia to nie byle jaka. Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech, aby choć trochę się uspokoić. - Mamo. - zmusiłam się na spokojny ton - Wiem, że się wszyscy martwicie, ale ja mam 20 lat i chyba mogę decydować już o swoim życiu...
- Nie, dopóki jesteś na moim utrzymaniu. - przerwała mi - Idziesz na studia w Bełchatowie i koniec dyskusji.
- Myślałam, że się ucieszysz. Sama nawet przesłałaś ten list do Mariusza, abym mogła go szybciej odczytać. - powiedziałam z wyrzutem. Trochę mnie zabolało, nawet nie dała mi odczuć tego, że jest ze mnie dumna.
- Bo głupia myślałam, ze jest z bełchatowskiej uczelni! - prychnęła i założyła ręce na piersi - Dzisiaj, gdy przyjechał Mariusz i pokazał mi ten list zorientowałam się. - po usłyszeniu tych słów, spojrzałam na Wlazłego ze niedowierzaniem. Nawet on, przyjaciel był przeciwko mnie.
- Rozumiem, że u ciebie wsparcia nie mam? - zapytałam z wyrzutem.
- Justyna zataiłaś to przede mną. Jak niby miałem się zachować? - załamał ręce i cicho westchnął - I dobrze wiesz, że jestem za tym, abyś była pod moją opieką. Był bym o Ciebie bardziej spokojniejszy.
- Mam 20 lat do cholery! - krzyknęłam - Zrozumcie wreszcie, że wiecznie nie możecie prowadzić mnie za rączkę! Chcę być samodzielna, podejmować różne rzeczy SAMA. Jak myślicie, po której uczelni będę miała większe wykształcenie? Szybciej znajdę pracę, z którym świstkiem, tej po Krakowie, czy tej po Bełchatowie? - zapytałam patrząc na każdą osobę z kolei - No właśnie. - prychnęłam, gdy nikt nie miał zamiaru się odezwać - A jeśli tak wam zależy na tym, żeby nic mi się nie stało, to Krzysiek ma do Krakowa godzinę. - rzuciłam na odchodne. Spojrzałam jeszcze na mamę, która trochę pobladła i wyszłam. Usiadłam na huśtawce przed domem w ręku nadal trzymając kartkę z uczelni. Trochę pognieciona z tych wszystkich emocji, ale nadal czytelna. Uśmiechnęłam się pod nosem. Udało mi się dostać do jednej z najlepszych uczelni w Polsce, tylko szkoda, że nikt nie jest z tego faktu zadowolony. Wzięłam głęboki oddech i lekko zaczęłam się bujać. Zabolało. Zabolało, to że we mnie nie wierzą. Nie odczułam od żadnego z nich, że są dumni, no może tyle co Michał.
- Nie pomyślałaś o mnie? - usłyszałam głos Andrzeja - O nas? - zadarłam głowę, aby móc na niego spojrzeć. Stał z rękoma w kieszeni i patrzył na mnie z dziwnym błyskiem w oku.
- Wtedy nie byliśmy jeszcze razem. - powiedziałam i z powrotem opuściłam głowę. Nogą zaczęłam kopać w ziemi, mając nadzieję, że chociaż on zrozumie moja postawę.
- Chodzi mi o teraz. Gdyby Ci zależało zostałabyś w Bełchatowie, przy mnie. - kucnął, po czym złapał mój podbródek i pociągnął w górę, żebym na niego spojrzała.
- Andrzej... - westchnęłam - Zależy mi. Cholernie mi zależy, tylko zrozum mnie. Ja też chcę coś w życiu osiągnąć. Mam szansę na studiowanie w jednej z najlepszych uczelni w Polsce i mam z tego wszystkiego zrezygnować dla Ciebie? - zapytałam spokojnie. Wrona gwałtownie się wyprostował.
- Po tym co teraz powiedziałaś, to nie wiem czy Ci zależy. - rzucił z wyrzutem. Wypuściłam głośno powietrze i stanęłam naprzeciwko niego.
- Jestem ciekawa, jak gdybyś dostał propozycję grania w jakimś lepszym klubie, patrzał na to czy będziemy od siebie daleko. - założyłam ręce na piersi i spojrzałam na niego z przymrużeniem oczu.
- Nie mieszaj w to wszystko siatkówki. To jest całkiem co innego. - pokręcił głową.
- Jak co innego?! - pisnęłam i uniosłam ręce w górę - Wy w ogóle siebie słyszycie?
- Justyna... - podszedł do mnie bliżej i chciał złapać za ręce.
- Wiesz co? Jak dalej chcesz mnie przekonać do Bełchatowa to lepiej jedź. - wyszeptałam, po czym odwróciłam głowę, aby na niego spojrzeć.
- Słucham?
- Jedź. - powtórzyłam głośniej. Usłyszałam tylko oddalające się kroki, a potem silnik samochodu. Usiadłam na ziemi i plecami oparłam się o ścianę. Schowałam twarz w dłonie i bardzo głęboko westchnęłam. - Jesteś głupia Justyna. Nie ma jak wyrzucić własnego chłopaka. - powiedziałam sama do siebie i zaśmiałam się nerwowo. Siedziałam tak już dłuższą chwilkę. Nie miałam siły wrócić do domu i wysłuchiwać gadania mamy, czy Mariusza. Wstałam, otrzepałam spodnie i udałam się na spacer po pobliskim lesie. Musiałam pobyć sama, pomyśleć dokładnie nad tym wszystkim. Włożyłam dłonie do tylnych kieszeni i powolutku, włócząc nogę za nogą. Nigdzie mi się nie spieszyło. Wydeptaną ścieżką przez zwierzynę doszłam na małą polanę. Od małego tu przychodziłam, to było moje miejsce do medytacji, uspokojenia się, to było oderwanie się od rzeczywistości. Ukrywałam się tu przed wszystkim. Usiadłam na miękkiej trawie, oparłam się o pień wielkiego dębu, po czym zamknęłam oczy i wsłuchałam się w śpiew ptaków. Momentalnie całe spięcie zeszło, a zastąpił je relaks. Sama nie wiem ile czasu siedziałam na tej polance, całkowicie straciłam rachubę czasu, a mój rozładowany telefon nie polepszał sytuacji. Tak, więc gdy zaczynało robić się chłodno i słońce zachodziło za linie horyzontu, postanowiłam wracać. Podniosłam się ociężale z ziemi i krótszą drogą poszłam w stronę domu. Skrzywiłam się lekko, gdy zauważyłam, że auto Wlazłego nadal stoi obok garażu. Nie chciało mi się wchodzić do domu, bo przez okno widziałam jak wszyscy siedzą w kuchni i wyczekują mojego przyjścia. Chwyciłam za klamkę, wzięłam głęboki oddech i weszłam do środka. Omijając pomieszczenie wypełnione bliskimi, poszłam do swojego pokoju. Walnęłam się na łóżko, podłożyłam ręce pod głowę i wpatrywałam się w biały, jak śnieg sufit. Nie myślałam o niczym, tak bez większych ceregieli wpatrywałam się w ten pieprzony sufit. Zagryzłam nerwowo wargę, gdy usłyszałam ciche pukanie, wiedziałam, że to Mariusz. Miałam takie przeczucie. Może, jak będę siedziała cicho to odpuści i da mi spokój? Taa, dobre sobie.
- Wiesz, że unikanie i obrażanie się nic nie da. - usłyszałam głos przyjaciela, a zaraz po tym dźwięk zamykanych drzwi. Nie miałam nawet ochoty spojrzeć w jego stronę. Poczułam, jak materac ugina się pod jego ciężarem. Jednym ruchem przesunął mnie pod ścianę, a sam położył się koło mnie. - Ciekawy ten sufit. - powiedział po chwili. Wypuściłam głośno powietrze z ust i uśmiechnęłam się pod nosem. - Nie przyszedłem do Ciebie po to, żeby prawić Ci kazania. Choć, wiesz jakie jest moje zdanie. - przerwał i obrócił się w moją stronę - Spójrz na mnie. - zażądał. Nie chętnie przeniosłam wzrok na niego. Podniosłam brwi do góry, wyczekując na jego monolog. Niby mówił, że nie przyszedł prawić kazań, ale i tak dopnie swego i powie mi co mam zrobić. - Dobra, jak masz patrzeć na mnie takim wzrokiem, to lepiej wpatruj się w ten sufit. - wymamrotał i usiadł pod ścianą biorąc moje nogi na kolana - Wiem, że Ci nie przemówię do rozsądku, że i tak dopniesz swego i pójdziesz na te studia do Krakowa. Za dobrze Cię znam. Staniesz na głowię, żeby zakończyć je z największym wynikiem. Tak, jak było z matura. - uśmiechnął się pod nosem - Pewnie myślisz, że nie jestem z ciebie dumny, że się nie ciesze. - spojrzał w moją stronę i przygryzł dolną wargę w uśmiechu - Muszę Cię rozczarować. Jestem cholernie dumny, gdyby nie fakt, że nie będę miał na Ciebie oka to nawet skakałbym pod sam sufit. Byłem zły, nie zaprzeczam, ale po tym co powiedziałaś w salonie to zmieniłem zdanie. Rozjaśniłaś mi całą sytuację. - przyznał i klepnął mnie w udo, abym na niego spojrzała. Podniosłam w głowę z przymrużeniem oka i podniosła jeden kącik ust do góry.
- Ale? - dźwignęłam ciało do pozy siedzącej, po czym założyłam ręce na piersi. U niego nie ma tak prosto, jakiś haczyk jest.
- Ale ciężko jest mi odzwyczaić się od Ciebie. Przez te pięć lat miałem nad Tobą taką małą władzę. Wiedziałem co robisz i miałem wszystko pod kontrolą, a teraz, gdy wyjedziesz to, ani Ty, ani ja nie będziemy mieli czasu. - westchnął - Jesteś moją małą, młodszą siostrzyczką i nawet jeśli będziesz daleko, wystarczy jeden Twój wybryk, czy jeden telefon od kogokolwiek, że coś się stało, to jestem w tym zasranym Krakowie i niezależnie od niczego najpierw złoję Ci dupsko, a dopiero potem pomogę, a jeśli to nie pomoże, zabiorę Cię do Bełchatowa i guzik mnie będzie to obchodziło, jakie studia są lepsze. - zagroził mi z uśmiechem - No chodź tu do mnie. - rozłożył swoje wielkie ramiona. Zaśmiałam się pod nosem i wtuliłam się w siatkarza. Co jak co, ale on to jest najlepszym przyjacielem jakim sobie można wymarzyć. - A teraz mów co z Andrzejem. Widziałem jak wsiadł nieźle zdenerwowany do samochodu i krzyknął coś do Włodiego i odjechali.
- No, co no. Mała kłótnia. - wzruszyłam ramionami - Zaraz wszystko wróci do normy. - wstałam i chwyciłam torbę, aby rozpakować rzeczy. Musiałam czymś się zająć, aby nie rozmawiać z Mariuszem twarzą w twarz. Usiadłam na mięciutkim dywanie, kładąc przed sobą duża czarną torbę zaczęłam wyjmować z niej ubrania, kosmetyki i inne ubrania.
- Mała kłótnia mówisz? - usłyszałam mad sobą. Kantem oka widziałam jak siada obok i bierze do ręki jakiś krem i zaciekawienie mu się przygląda. Omiotłam wzrokiem sufit i zabrałam mu z ręki moja własność. Odłożyłam ją do półki, po czym wróciłam do poprzedniej czynności ignorując Wlazłego. Wzrok atakującego wręcz mnie irytował, że aż w pewnym momencie odwróciłam się w jego stronę i rozłożyłam ręce zdenerwowana. Zachichotał cicho i wzruszył ramionami.
- No co?
- Ty już wiesz co. - kiwnął głową z uśmiechem - No mów! - zażądał.
- Jeny, miał do mnie wyrzuty, że nie pomyślałam o nim. Powiedział, że gdyby mi zależało to zostałabym przy nim w Bełchatowie. Ja mu zaprzeczyłam i powiedziałam, że na moim miejscu, gdyby dostał propozycję grania gdzie indziej od razu by poleciał. - zaczesałam włosy do tyłu i wszystkie brudne ubrania wrzuciłam do kosza na bieliznę.
- I dlatego pojechał nadąsany jak osa? - rozłożył się na łóżku. Podłożył ręce pod głowę i podniósł jedną brew do góry. Czy oni robią to specjalnie?!
- Jak wy to do kurwy nędzy robicie? - padłam na pufę w drugim końcu pokoju.
- Ale co? - tym razem zmarszczył brwi, w tym robiąc śmieszną minę. Machnęłam ręką z głębokim westchnieniem. - Nie zmieniaj tematu! - dostałam poduszką w twarz. Spojrzałam złowrogo na Mariusza i pokręciła głową. On zaś zakrył usta i próbował powstrzymać napad śmiechu, co mu marnie wyszło, bo kilka sekund później wybuch głośnym śmiechem. Szybko wstałam, pobiegłam do znajdującej się naprzeciwko łazienki i chwyciłam jakąś miskę, która się tam znajdowała. Nalałam w nią wody i z powrotem nie roniąc ani kropli wpadłam do pokoju. Jednym zamaszystym ruchem, zanim siatkarz zdążył cokolwiek zrobić, wylałam na niego całą zawartość naczynia. Wstał jak poparzony i skacząc, krzyczał niecenzuralne słowa. Teraz to ja dławiłam się śmiechem, wręcz płakałam. Uwielbiam to robić! Jak strzała wyleciałam z pokoju i pognałam do salonu.
- Misiek ratuuuj! - pisnęłam i schowałam się za przyjmującym - Mariusz chce mnie zabić! - krzyknęłam zrozpaczona, nadal się śmiejąc. Zanim Michał zdążył cokolwiek powiedzieć do pomieszczenia wpadł Wlazły. Wzrokiem rozglądał się dookoła, a gdy mnie zobaczył szedł w moją stronę. Chwyciłam Winiara za koszulkę i ciągnęłam za sobą, jakby był moją tarczą, w zasadzie to nią był. Gdy natrafiłam na ścianę, wychyliłam się za Michała i błagalnym wzrokiem spojrzałam na Mariusza. - Ko-cham Cię? - powiedziałam słodko i skuliłam się z powrotem. Przyjmujący wyciągnął ręce tak, żeby mnie ochronić.
- Nie przejdziesz! - krzyknął i tupnął nogą, aby choć trochę upodobnić się do Gandalfa z Władcy Pierścieni. Atakującemu zszedł złowrogi wyraz twarzy, a zastąpił go uśmiech. Widać było, że chciał się powstrzymać, ale jak zawsze wybuchł gromkim śmiechem. Odetchnęłam z ulgą i wyszłam za mojej żywej tarczy. Wytarłam policzki z łeż i opanowując oddech, poklepałam Mariusza po ramieniu.
- Jeszcze musisz poćwiczyć. - odparłam nadal się śmiejąc.
- Ahh, tak? - zapytał i wyciągnął do mnie ręce, po czym mocno mnie przytulił. Swoimi wielkimi łapami wcisnął mnie w mokrą koszulkę. Uniósł do góry i targał na wszystkie strony.
- Mariusz! Puść mnie! Jesteś mokry! - piszczałam i próbowałam się mu wyrwać - Fuj! No, puść mnie już! Dostałam za swoje! - pięściami biłam go w ramiona, tors, ale on był nieugięty - Maniek! - krzyknęłam. Wiedziałam, że to zadziała. Nienawidzi jak tak na niego mówię.
- Tylko nie Maniek. - pogroził mi palcem i wypuścił z objęć. Padł na kanapę ciężko dysząc, na kolana wgramolił mu się Arek, a na szyi zawiesił mu się Jaś.
- Tata, jesteś cały mokry. - rzekł blondynek i odsunął się od ojca. Razem z Winiarskim ugryźliśmy się w policzki, aby się nie roześmiać. - I jak masz teraz z nami iść pograć w piłkę? - wyjęczał. Mariusz spojrzał na mnie z cwaniackim uśmieszkiem.
- Justyna z wami pójdzie, to przez nią jestem mokry. - założył ręce na piersi.
- Ale ona nie umie grać w piłkę. - odezwał się mój braciszek i uniósł ręce do góry, jakby to było oczywiste. Przygryzłam obie wargi i podniosłam ramiona do góry, żeby dać do zrozumienia Wlazłemu, że ze mną nie wygra. Do pokoju weszła moja rodzicielka, pewnie zwołały ją do tego krzyki. Spojrzała po pomieszczeniu, wzrok dłużej przetrzymała na mnie ze smutnym wyrazem twarzy, ale zaraz potem przeniosła go na Mariusza. Ściągnęła z ramienia ścierkę i zaczęła go nią bić po każdej części ciała.
- Jes-teś mo-kry złaź mi z tej ka-na-py! - okładała go tym ręcznikiem kuchennym. Atakujący wyginał się, chował za każdym, aby tylko uchronić się przed następnym atakiem. Ze śmiechem wyszłam z salonu podreptałam do kuchni. Usiadłam sobie przy stoliku, a nogę postawiłam na krzesło obok. Kostka dała o sobie znać. Ściągnęłam z niej stabilizator i troszkę nią poruszałam na boki. Cały pobyt w Miami przechodziłam bez większej pomocy gadżetów, wystarczyło, że smarowałam ją jakimś kremem, co dał mi Karol, ale gdy pod koniec zaczęła mnie już pobolewać, Andrzej kazał mi wciągnąć na nogę stabilizator. Oczywiście wmawiałam mu, że to chwilowe, że nic mi nie jest, ale u niego to jak grochem o ścianę. Tak, więc ostatnie dwa dni przechodziłam za tym ustrojstwem na kostce. Wzięłam głęboki oddech i sięgnęłam ze stołu butelkę wody, aby się napić.
- Pojechałbym na Twoim miejscu na prześwietlenie. - usłyszałam cięty głos Marka. Przygryzłam wargę, żeby nie powiedzieć w jego stronę kilku słów za dużo. Chwyciłam stabilizator w rękę, po czym wstałam i pomalutku skierowałam się do pokoju. - Co zrobiłem nie tak, że mnie nie lubisz? - stanęłam wpół kroku i obróciła się w jego stronę. Zacisnęłam dłoń na czarnym materiale stabilizatora.
- Na każdym kroku dawałeś mi do zrozumienia, że nie jestem Twoim dzieckiem. Robiłeś wszystko, żebym była jak najdalej od mamy. Dam sobie rękę uciąć, że skakałeś z radości o wieść o moich studiach w Krakowie. Gdyby nie mama już pewnie spakowałbyś mi walizki. - przymknęłam powieki, aby się nie rozpłakać. - Przed nią udawałeś idealnego mężczyznę, kochającego tatę, a gdy tylko miałeś okazję upokarzałeś mnie. Starałam się to ignorować i udawało mi się. Nie chcę nic mówić mamię, bo widzę jaka jest z Tobą szczęśliwa. - uśmiechnęłam się pod nosem. Zamrugałam kilka razy, żeby pozbyć się nieprzyjemnych kropel. - Myślisz, że nie chciałam się jakoś do Ciebie przybliżyć? Próbowałam, ale ty zawsze mnie odtrącałeś. A teraz kurwa pytasz się czemu Cię nie lubię? - prychnęłam z kpiną - To ja się powinnam Ciebie zapytać, co ze mną jest nie tak. Nie próbowałeś mnie nawet poznać. - powiedziałam z wyrzutem. Spojrzałam na niego z pogardą i odwróciwszy się na pięcie wyszłam z pomieszczenia. Od zawsze marzyłam o kochającym tacie, który będzie bronił swojej córeczki. O ojcu, który złoi dupie chłopakowi, co złamał mi serce. O takim typowym tacie. Dobry humor prysnął jak bańka mydlana. Usiadłam na parapecie w pokoju. Oparłam czoło o zimną szybę, wpatrywałam się w zachodzące słońce. zawsze, gdy pytałam mamę o mojego biologicznego ojca, to mówiła tylko, że nie mógł się mną zająć, bo robi karierę. Nic więcej nie chciała mi powiedzieć. Jak się nazywa, czy kto to. Zbywała mnie słowami " Nie chcę o tym rozmawiać". Nie miałam jej tego za złe, rozumiałam ją doskonale.
- Proszę. - otarłam policzki z łez i próbowałam się uspokoić, gdy usłyszałam pukanie do drzwi.
- Chciałem Cię zawołam, bo już jedziemy i.... Ej co się stało? - do pokoju wparował Winiarski. W dwóch susach znalazł się koło mnie i oplótł swoimi rękoma.
- Nic. - wzruszyłam ramionami - Płacze sobie.
- Za głupka mnie masz? - zapytał z ironia w głosie.
- W pewnym sensie tak. - uśmiechnęłam się lekko. Wzięłam głęboki oddech. - Nie chcę mi się o tym gadać. - machnęłam ręką i zeskoczyłam z parapetu. Złapałam Michała za dłoń i ciągnęłam go za sobą, aż do salonu. Tam się z nim przytuliłam i życzyłam miłej drogi. Arka wycałowałam za wszystkie czasy i obiecałam mu, że kiedy tylko się spotkamy pobawię się z nim w policjantów i złodziei.
- Porozmawiam jeszcze z Twoją mamą, może przekonam ją do Krakowa. - podszedł do mnie Wlazły i przytulił - Słyszałem Twoją wymianę zdań z Markiem. Nie martw się z nim też już zrobiłem porządek. - pogładził mnie po plecach, jak na zawołanie w moich oczach pojawiły się łzy - Czemu nic mi nie powiedziałaś? - zapytał zatroskany.
- Sama nie wiem. - przyznałam i wytarłam mokry policzek. Pokiwał głowa na boki i mocniej przytulił. Nienawidził, gdy płakałam, zawsze myślał, że to przez niego. - Dobra jedźcie już, ja dam sobie radę. - uśmiechnęłam się słabo.
- Trzymaj się młoda. - powiedział na odchodne. Chwycił Arka za rękę i wszyscy trzej pognali do auta. Pomachałam im jeszcze, a sama zaszyłam się w pokoju.
- Dzień pełen wrażeń. - wyszeptała pod nosem i odpaliłam laptopa. To była chwila, gdzie potrzebowałam pobyć sama. Dawno nie miałam czasu dla samej siebie. Tak, więc cały wieczór i połowę nocy wykorzystałam na obejrzenie tak zwanych wyciskaczy łez.


Zostawię ten rozdział bez komentarza.

UWAGA!!!!!
Następny rozdział nie pojawi się za szybko, gdyż ferie dobiegają końca, a ja muszę się zabrać za naukę. Nie powiem Wam dokładnie kiedy coś napiszę, ale mogę obiecać, że jeśli będę miała czas, zasiądę przed klawiaturę i wyskrobię coś dla Was!
Jak przyjdzie taka potrzeba to nawet zawieszę bloga na kilka tygodni, ale jeśli przyjdzie taka potrzeba. :D 
Pozdrawiam serdecznie i gorąco!
Black. 

5 komentarzy:

  1. Kocham ten rozdział. Uśmiałam się w głos... Ciekawe, jak pójdzie naszej bohaterce dalej. Czy matka jej pomoże? a może dalej będzie szukać dziury w całym i zmuszać do studiów w Bełku?
    Czekam na następny i zapraszam do siebie: http://sklotmoimdomem.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Taka długość mi się podoba :3
    Kochana Black ja będę czekała.
    Na chwilę obecną lecę czytać jeszcze raz :D
    Zaglądaj do mnie :)
    Weny <3 Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Zostałaś nominowana do Liebster Blog Award. Więcej informacji uzyskasz w odpowiedniej zakładce na moim blogu
    http://zycieniezawszejesttakiejakiechcemy.blogspot.com/p/blog-page_22.html?m=1

    OdpowiedzUsuń
  4. Zostałaś nominowana do Liebster Award:
    http://cieplo-twych-ust.blogspot.com/p/liebster.html

    OdpowiedzUsuń