sobota, 28 listopada 2015

Rozdział 21

Otworzyłam oczy, aby zobaczyć gdzie się znajdujemy. Nie rozpoznając okolicy, spojrzałam ze zdziwieniem na Andrzeja.
- Gdzie jesteśmy? - zapytałam rozciągając moje obolałe plecy - Strasznie niewygodny ten fotel - dodałam szeptem z krzywą miną.
- Za 10 min będziemy. - odpowiedział uważnie patrząc na drogę, po czym skręcił w lewo. Wyprostowałam się lekko zestresowana, co nie przeszło uwadze siatkarza. - I czym Ty się stresujesz? - zapytał z rozbawieniem
- Sama nie wiem - przyznałam - Tak jakoś się dziwnie czuję, zawsze przyjeżdżałam do Twoich rodziców jako Twoja znajoma.
- Pomyśl, że jedziesz jako moja znajoma - złapał mnie za rękę, po czym dodał - Tylko taka bardzo bliska - uśmiechnęłam się na te słowa.
- Jakiej spodziewasz się reakcji? - zapytałam zmieniając temat
- Raczej wesołej, zawsze Cię wielbili, więc nie sądzę, żeby nie byli zadowoleni. - odpowiedział z uśmiechem - Nie masz powodu się bać - zaśmiał się
- Przecież się nie boje - powiedziałam z nutką irytacji. Wrona podsumował to krótkim śmiechem i wjechał w długą uliczkę domków jednorodzinnych. Cała ulica była zapełniona takimi samymi domkami, jakby je z klonowano. Kompletnie niczym się nie różniły. Nie raz zastanawiałam się czemu nikt nie zmieni elewacji czy choćby czegoś innego, żeby się wyróżnić z tłumu. Westchnęłam tylko i chwyciłam telefon, gdyż ktoś do mnie dzwonił. Na wyświetlaczu widniała twarz Ignaczaka, doskonale wiedziałam po co dzwoni.
- Nie odbierzesz? - spytał mój towarzysz
- Nie mam teraz głowy do wszelakich pytań i pretensji typu "Czemu nic nie powiedziałam" - przyznałam i przesunęłam palcem po ekranie, aby się rozłączyć. Jak się okazało nie tylko Krzysiek dzwonił, bo też Wlazły i Kubiak. Każdemu wysłałam sms, że nie mogę teraz rozmawiać. Po niespełna trzydziestu sekundach dostałam odpowiedzi od wszystkich trzech.
Od Igły: 
 "Dobrze! Tak to się teraz odbywa?! Rozumiem, że Wrona ważniejszy! To koniec nie masz nawet po co dzwonić! Hahaha :D" 
"Uff, już myślałam, że nie zrozumiesz :D Jakoś przeżyje :* 
Ps. I tak zadzwonię :*"
Od Mariusza: 
"Dobra, dobra nie przeszkadzam. Tylko pamiętajcie o zabezpieczeniu! :*"
"Właśnie bym zapomniała! Dziękuję Ci bardzo!"
Od Michała: 
"Zadzwoń tylko wieczorem! Jak nie to..."
"To?"
"Ja zadzwonię Hahaha :D"
"To dobrze! Nie będę musiała kasy marnować :*"
- Co ty tak się szczerzysz do tego telefonu? - zapytał Wrona i zaparkował pod jednym z domków - Mam być zazdrosny?
- Bo te głupki wymyślają niestworzone historie! - zaczęłam się śmiać - A co do tego drugiego to... - zbliżyłam swoją twarz do jego - słodko wyglądasz, gdy jesteś zazdrosny - wyszeptałam w jego usta i złożyłam na nich delikatny pocałunek. - To jak? Idziemy? Chcę mieć to już za sobą.
- Jak Pani sobie życzy - wyszeptał słodko i wyszedł z auta, okrążył go i otworzył mi drzwi, abym wyszła. Chwycił mnie za rękę i razem szliśmy chodniczkiem, który prowadził do domu rodziców Andrzeja. Gdy ustaliśmy przed drzwiami siatkarz zadzwonił dzwonkiem. Słychać było czyjeś kroki, mocniej ścisnęłam rękę Wrony, ten tylko cicho się zaśmiał. Drzwi się otworzyły, a za nimi stał Pan Tomasz. 
- Andrzej! - ojciec przytulił syna - Jaka miła niespodzianka! 
- Witaj tato! - powiedział Andrzej i mocniej wtulił się w ojca. Stałam tak z boku i przyglądałam się temu słodkiemu obrazkowi, aż się łezka w oku kręci. 
- Witaj Justynko! - przywitał mnie pan Tomasz i również przytulił - Dawno, żeśmy się nie widzieliśmy - zaśmiał się
- Dzień dobry. - odwzajemniłam uścisk - Oj dawno, dawno. Trzeba będzie nadrobić stracony czas.
- Oj trzeba będzie! Wchodźcie do środka, nie będziemy przecież stać tak w drzwiach. - powiedział i przepuścił nas, abyśmy weszli. W korytarzu zdjęliśmy buty, po czym przeszliśmy do salonu, gdzie tam siedziała pani Joanna. - Patrz Asiu kto nas odwiedził. - mama Andrzeja oderwała wzrok od książki i spojrzała w naszą stronę.
- Synku! - uradowana wstała - Miło Cię widzieć!
- Ciebie też mamusiu! - przytulił ją czule.
- Ciebie Justynko też miło widzieć. - przytuliła i mnie - To ja pójdę zrobię coś do picia. Czego się napijecie?
- Kawy - siatkarz odpowiedział za nas dwoje i rozsiadł się z panem Tomkiem na sofie. Głupio mi było tak siedzieć, więc postanowiłam pomóc pani Asi.
- To ja pomogę - poszłam za panią domu do kuchni
- Dziękuję, Ty to jednak nie umiesz wysiedzieć w miejscu. - uśmiechnęła się czule w moją stronę i wstawiła wodę w czajniku - Pokroisz ciasto? Jest w lodówce. - kiwnęłam głową i zabrałam się za krojenie ciasta,w tym samym czasie gawędziłam z mama Wroniastego. Gdy już wszystko było gotowe, wzięłam tackę z czterem szklankami kawy i talerzykami, a pani Asia talerz z ciastem. Postawiłyśmy to wszystko w salonie na stoliku. Rozłożyłam talerzyki i podałam każdemu kawę, po czym usiadłam koło Andrzeja. - Zapomniałam o łyżeczkach!
- Ja pójdę - zaoferowałam i wstałam z sofy. Po krótkiej chwili byłam z powrotem z czterema łyżeczkami do ciasta. - Proszę bardzo.
- Dziękuję Ci bardzo złotko - powiedziała mama Andrzeja. Jak zwykle zaczęła się gadka szmatka. Typowe opowiadania co się dotychczasowo działo.Wrona nie zapomniał wspomnieć o mojej nodze i dopowiedzieć jeszcze jaka to ze mnie niezdara. Oczywiście nie zabrakło też przeróżnych historyjek pana Tomasza, które każdy słyszał już setki razy, ale i tak za każdym razem śmieszyły tak samo. Właśnie w tym czasie, gdy pan Tomek opowiadał jedną z najciekawszych i moich ulubionych historyjek, Wrona przeszkodził, mówiąc, że ma coś ważnego do powiedzenia. Domyślałam się o co mu chodzi, ale chciałam, żeby jeszcze trochę poczekał z powiedzeniem o nas.
- Poczekaj niech pan Tomek dokończy, bardzo lubię tą historię. - powiedziałam ze śmiechem i popatrzyłam w stronę pana Tomasza, ten puścił mi oczko i wznowił swą opowieść. Andrzej westchnął z uśmiechem i popatrzył na mnie rozbawiony. Chyba zrozumiał co miałam na myśli. Niestety historia taty Andrzeja dobiegała końca.
- I kiedy Franek przyjechał my zdążyliśmy już opróżnić butelkę. - dokończył i razem zaczęliśmy się śmiać. Pani Asia patrzyła tylko na nas z uśmiechem na twarzy, a Andrzej, który nie mógł się doczekać końca, spojrzał na mnie i uśmiechnął się cwaniacko. - No Andrzej teraz możesz ogłosić ta wiadomość. - spojrzałam na Wronę i przełknęłam ślinę, sama nie wiem czego się tak bałam. Niby znałam ich już trochę, ale i tak mały stres mnie złapał. W międzyczasie mama Andrzeja zaczęła sprzątać ze stolika, chciałam jej pomóc, ale powiedział, że już dość pomogłam i mam odpoczywać, zwłaszcza z tą nogą.
- Mam dziewczynę - oznajmił i miał jeszcze coś powiedzieć , ale jego tata mu przerwał
- To świetnie, chętnie ją poznam - powiedział z takim dziwnie udawanym szczęściem, jakby tak na prawdę nie cieszył się z tego - Mam nadzieję, że jest choć trochę fajna tak jak Justyna - po tych słowach, Andrzej się zaśmiał, a ja czułam jak się rumienię - No co prawdę mówię.
- Zgadzam się z ojcem - przytaknęła mu żona - Takiej dziewczyny to ze świecą szukać. - jeszcze bardziej się zarumieniłam. Nie lubię jak ktoś mi prawi komplementy.
- Nie dałeś mi dokończyć - powiedział ze śmiechem siatkarz - Bo to właśnie Justyna jest moją drugą połówką - dokończył. Rodzice spojrzeli po sobie uradowani i przytulili siebie nawzajem. Popatrzyłam zdziwiona na Andrzeja, a ten na mnie. Takiej reakcji to ja się nie spodziewałam.
- W końcu się doczekaliśmy! - powiedziała pani Asia i przytuliła nas w tym samym czasie, po czym na ucałowała. Odetchnęłam z ulgą, nie potrzebnie się tak stresowałam - Ile ja to się modliłam, aby nadszedł taki dzień! - zaśmiałam się razem z Andrzejem.
- Cóż ja mogę powiedzieć? - zapytał uradowany pan Tomasz - Szczęścia wam życzę i pamiętaj Andrzej jak ją skrzywdzisz to Cię wydziedziczę! - pogroził mu, po czym przytulił nas obojga
- Nie martw się tato. Za długo na to pracowałem - spojrzał na mnie tym swoim przepięknym spojrzeniem. Uśmiechnęłam się do niego i puściłam oczko.
- No to trzeba to uczcić! - Powiedział szczęśliwy pan Tomasz i podszedł do szafki z przeróżną wódeczką, od kolorowej, aż po samą czystą. Uwielbiałam jak starszy Wrona otwiera tą szafeczkę, zatarłam uradowana ręce i rozsiadła się wygodnie na sofie. Siatkarz widząc moje zachowanie, zachichotał.
- Może innym razem tato - powiedział, spojrzałam na niego jak na idiotę - Za niedługo musimy się zbierać.
- Tak szybko? - zapytał zdziwiony - Myślałem, że zostajecie na noc.
- Przepraszam, po jutrze mamy wylot i musimy jeszcze kilka spraw załatwić. - wstał i czekał na mój ruch - Obiecuję, że jak wrócimy to przyjedziemy na dłużej.
- To chociaż na kolację zostańcie - poprosiła pani Asia. Wrona chciał już coś powiedzieć, ale mu przeszkodziłam
- Pewnie, że zostaniemy! - uśmiechnęłam się do matki Andrzeja - Mało tego, ja zrobię kolację - Wrona spojrzał na mnie zaskoczony, a mama Wroniastego zapewne chciała zaprzeczyć - Od razu mówię, że nie słyszę odmowy. Mało Pani spędza czasu z synem, więc teraz jest okazja. - puściłam oczko siatkarzowi i pognałam do kuchni. Tak, na prawdę to nie wiedziałam co mam zrobić, więc najpierw postanowiłam poszperać w szafkach i lodówce.

Perspektywa Andrzeja 
- Zwariowana dziewczyna - westchnęła ze śmiechem mama i usiadła koło mnie wygodnie, a tata rozsiadła się na fotelu naprzeciwko
- Za to jaka kochana - uśmiechnąłem się i objąłem mamę ramieniem - Cały czas rozmawialiśmy o nas, to teraz powiedzcie co u was.
- Po staremu - zaśmiał się ojciec - Nie ma co mówić.
- Na pewno się coś znajdzie - puściłem oczko i czekałem na to jak się rozgadają. Zawsze tak było, że trzeba było ich zachęcać do gadania, ale jak już się rozgadali to nie było szans ich zatrzymać. Było i tym razem, zaczęli opowiadać różne historię.
- Właśnie co do sąsiadów - odezwała się mama - To Martyna wróciła - po tych słowach zamarłem.
- Wróciła? - zapytałem szeptem z niedowierzaniem, wszystko wróciło. Wspólne spędzony czas, zabawny na boisku, radość z każdej chwili, ale najbardziej nie chciałem przypominać tamtego dnia. Momentalnie zacisnąłem dłonie w pięści. - I co z tego, ze wróciła? - zapytałem szorstko
- Myślałam, że się ucieszysz. - powiedziała skruszona
- Niby z czego? - wstałem - Z tego jak mnie potraktowała? Nie muszę Wam przypominać co się stało? - zacząłem nerwowo wymachiwać rękoma
- Nie musisz - powiedział szeptem tata - Rozumiem Twoje zachowanie, ale uspokój się i usiądź - wykonałem prośbę ojca i znów siedziałem koło mamy - Była tutaj i pytała o Ciebie, zostawiła...
- Nie chcę o tym słyszeć! - nie wytrzymałem, wstałem i skierowałem się do drzwi wyjściowych. W korytarzu ubrałem buty i wyszedłem. Musiałem się przewietrzyć, szedłem tak wzdłuż uliczki, co rusz odpowiadając sąsiadom na przywitania. W pewnym momencie ujrzałem ją, nic się nie zmieniła. Blond długie włosy, szczupła sylwetka, taka sama jak kilka lat temu. Gdy nasze spojrzenia się spotkały, oderwałem wzrok i poszedłem dalej. Szybkim krokiem dotarłem do domu. Przy drzwiach wziąłem głęboki oddech i wszedłem do środka. Zdjąłem buty i przeszedłem do salonu. Przeprosiłem rodziców za moje zachowanie i usiadłem. Zaraz potem Justyna przyszła z kolacją i razem zajadaliśmy się pysznym daniem, zrobionym przez moją ukochaną. Reszta wieczoru minęła w już nie takiej atmosferze co była na początku. Widziałem, ze Justyna coś podejrzewa, ale o nic nie pytała, nawet to i dobrze.
- Bawcie się dobrze i uważajcie na siebie. - powiedziała mama kiedy się żegnaliśmy. Dała każdemu buziaka w polik i przytuliła - Justyna pilnuj mi go tam!
- Nie ma sprawy - zaśmiała się i podeszła do mojego taty - Dowiedzenia Panie Tomku, mam nadzieję, że następnym razem uda nam się co nieco z tej szafeczki upić - zaśmiała się i przytuliła go na pożegnanie
- Oj, też mam taką nadzieję! - odpowiedział uradowany - No syneczku, trzymaj się tam w tym wielkim świecie i nie zapomnij o starym ojcu.
- Jakim starym? - zaśmiałem się i także przytuliłem. Po jakże długim pożegnaniu, wyszliśmy z domu rodziców. Chwyciłem Justynę za rękę i tak szliśmy w kierunku samochodu, gdy już staliśmy przed drzwiami pasażera, oparłem się o nie i przyciągnąłem dziewczynę do siebie, tak, że stykaliśmy się czołami. Parzyłem to na oczy, a to na usta. Przygryzła seksownie dolną wargę i wpiła mi się w usta. Z sekundy na sekundę pocałunek stawał się co raz namiętny. Swoje ręce z jej szyi sunąłem wzdłuż pleców, aby zatrzymać się na biodrach. Przycisnąłem ją jeszcze bardziej do siebie, za to ona położyła swoje ręce na moim karku i delikatnie drażniła paznokciami moją skórę. Oderwaliśmy się od siebie dopiero wtedy, gdy zabrakło nam powietrza. Spojrzała na mnie zalotnie i wsiadła do samochodu. Uśmiechnąłem się sam do siebie, po czym wsiadłem od strony kierowcy. - Nie było tak źle -  zaśmiałem się
- Sama nie wiem czego się tak bałam - również się zaśmiała
- A jednak się bałaś! - spostrzegłem na jej twarzy nikły uśmiech
- Co ty wygadujesz? - udawała głupią - Lepiej już jedźmy, bo z tego zmęczenia jakieś głupoty gadasz. - westchnąłem i odpaliłem silnik. Justyna uśmiechnęła się triumfalnie i oparła się wygodnie o fotel. Skupiłem się na drodze, aby bezpiecznie dotrzeć na miejsce. 
Po niespełna 25 minut byliśmy pod blokiem Oli. Zaparkowałem samochód na parkingu i wysiadłem z auta, po czym otworzyłem drzwi od strony pasażera. Delikatnie, aby jej nie zbudzić, wziąłem ją na ręce. Nogą zamknąłem drzwi, a potem kluczykiem cały samochód. 
- Za dobrze ze mną masz, za dobrze - wymruczałem sam do siebie i podreptałem do mieszkania. Gdy znalazłem się już w środku, położyłem dziewczynę na łóżku i przykryłem. Pocałowałem w czoło i wyszedłem wziąć szybki prysznic. W drodze powrotnej do pokoju wstąpiłem jeszcze do kuchni po coś do picia, gdzie tam spotkałem Karola.
- I jak tam spotkanie z rodzinką? - zapytał z uśmiechem i wskazał na krzesło, abym usiadł 
- Byłoby wyśmienicie, gdyby nie jedna rzecz - uśmiechnąłem się krzywo, przyjaciel spojrzał na mnie z zaciekawieniem
- A mianowicie? 
- Martyna wróciła do Polski - reakcja Karola niczym nie różniła się od mojej. Siedział tak zapatrzony w jeden punkt. 
- Widziałeś ją? - zapytał po chwili - Rozmawiałeś?
- Widzieć, widziałem - odparłem bez emocji - Ale nie rozmawiałem, nie miałbym nawet o czym.
- Racja - przyznał i wstał - Nie ma co, czas iść spać. Dobranoc - powiedział i nie czekając na odpowiedź, wyszedł. Widać było, że też nie chce o tym rozmawiać. Zgasiłem światło i ruszyłem do pokoju, gdzie spała Justyna. Położyłem się koło niej, a ta momentalnie w tuliła się we mnie. Objąłem ją ramieniem i powiedziałem ciche Kocham Cię, ucałowałem ją w czoło i próbowałem zasnąć. Po kilku minutach odpłynąłem do krainy Morfeusza. 


 Ten rozdział jest dedykowany wszystkim tym, którzy są nadal ze mną.
Cieszę się, że ktoś to czyta i mam nadzieję, ze będzie Was więcej.
Po raz pierwszy jestem zadowolona z tego co napisałam.
Co prawda nie jest to wszystko co chciałam tu umieścić, ale nie jest najgorzej!
No to teraz czekam na krytykę, komplementy itp. Piszcie co Wam się podoba, a co nie. Przyjmę wszystko na klatę! Hahah :D 
Pozdrawiam serdecznie Black. 

niedziela, 15 listopada 2015

Rozdział 20

- Idź przymierz jeszcze to. - Ola podała mi czerwoną sukienkę. Zrezygnowana i zmęczona wzięłam to co mi dała Dudzicka i poszłam z powrotem do przymierzalni. Po chwili wyszłam z malutkiego pomieszczenia i pokazałam się przyjaciółce.
- I jak? - zapytałam z uśmiechem i obróciłam się wokół własnej osi
- Wyglądasz ślicznie - wydukała i kazała mi jeszcze raz się obrócić - Wrona padnie jak Cię zobaczy! - uśmiechnęłam się na te słowa i weszłam z powrotem do przymierzalni, gdzie tam przebrałam się w swoje ubrania. Następnie razem z blondynką wyszłam ze sklepu uprzednio płacąc za wzięte rzeczy.
- To co idziemy coś zjeść? - zapytała, gdy przechodziłyśmy obok knajpki
- Nie, jedźmy już... - odpowiedziałam zmęczona - Już nigdy więcej nie idę z Tobą na zakupy!
- Zawsze tak mówisz, a później "Ola pojedź ze mną na zakupy proszę!" - udawała mój głos
- Ej! Wcale nie mam takiego głosu! - zaczęłyśmy się śmiać - Wracajmy do mieszkania. - powiedziałam, gdy przestałyśmy się śmiać. Ola twierdząco pokiwała głową i swoje kroki skierowałyśmy w stronę ruchomych schodów, które prowadzą na podziemny parking. Pochłonięta rozmową z Dudzicką, nie spojrzałam, jak stanęłam na jeszcze płaskim schodku, a mianowicie na linii dzielącej od siebie schodki i gdy zjeżdżałyśmy w dół, moja noga ześlizgnęła się ze schodka. Usłyszałam chrupnięcie i poczułam nieprzyjemny ból w kostce. Syknęłam z bólu, a Ola zdążyła mnie uchronić przed upadkiem.
- Nic Ci nie jest? - zapytała z troską
- Chyba nie - podniosłam nogę i poczekałam, aż zjedziemy na sam dół, żebym mogła zobaczyć co się stało z kostką. Gdy dotarłyśmy, postawiłam nogę i ponownie syknęłam z bólu.
- Widać, że coś jest z nią nie tak. Pojedźmy do lekarza. - zaproponowała przyjaciółka i złapała mnie pod ramię
- Nie, jest w porządku. Trochę będę utykać, ale to nic. - uśmiechnęłam się krzywo i spróbowałam przejść kawałek do samochodu. Jakoś, bo jakoś dotarłam do auta. Ola otworzyła mi drzwi od strony pasażera i pomogła mi usiąść na fotelu. Zamknęła drzwi i po chwili siedziała na miejscu kierowcy. Odpaliła silnik i kierowała się w stronę mieszkania. Ja za to zdjęłam buta, jak oczekiwałam była spuchnięta. Bardzo głęboko westchnęłam, co nie przeszło uwadze blondynki.
- Spuchnięta? - bardziej stwierdziła niż zapytała
- Taa... Głupie ruchome schody.
- Nie zwalaj na schody. To Twoja wina, że nie umiesz postawić nogi w odpowiednim miejscu - zaśmiała się, a ja ponownie westchnęłam. Ja to mam jednak szczęście. Po kilkunastu minutach byłyśmy na miejscu.
- No to jesteśmy. - zadeklarowała, a ja wyciągnęłam telefon, aby zadzwonić po Andrzeja. wybrałam numer i czekałam, aż odbierze. Po kilku sygnałach odebrał.
- Tak? - usłyszałam męski głos
- Andrzej zejdź na dół, pod blok jakbyś mógł - powiedziałam słodko i czekałam na to co powie
- Coś się stało? - zapytał troskliwie
- Jak zejdziesz to się dowiesz.
- To już lecę - powiedział i się rozłączył. Ola spojrzała na mnie z rozbawieniem.
- I czego się śmiejesz? Mi się takie nieszczęście przydarzyło, a ty co? - zapytałam również ze śmiechem
- Wiesz patrząc z mojej perspektywy to jest śmieszne - zaczęła się śmiać - Pierwszy raz spotykam się z czymś takim - dołączyłam do niej. Przyjaciółka wyszła z samochodu i okrążając go, otworzyła drzwi od mojej strony. - Toś się załatwiła dziewucho - znów zaczęła się śmiać
- Przestań już no! - rzuciłam w nią butem, a ta jeszcze bardziej się śmiała.
- Co tu się dzieje? - usłyszałyśmy głos Andrzeja, który stanął obok Oli. - Coś ty zrobiła?! - zapytał wskazując na moją kostkę
- Nic poważnego - machnęłam ręką i próbowałam wstać
- Właśnie widzę - powiedział z irytacją i pomógł mi wyjść z auta. Po czym wziął mnie na ręce i kierował się w stronę mieszkania. Podniosłam wzrok wyżej, aby zobaczyć wyraz twarzy Andrzeja. Po niej mogłam wywnioskować, że jest zły, więc postanowiłam to załagodzić.
- Jesteś zły? - szepnęłam mu słodko i niewinnie na ucho. Westchnął tylko, ale na jego twarzy pojawił się mały uśmiech.
- Nie, nie jestem - odpowiedział i wcisnął guzik "wołający" windę - Jak Ty to w ogóle zrobiłaś?
- Nie powiem, bo będziesz się śmiał - schowałam głowę w jego tors i usłyszałam cichy śmiech siatkarza. Uśmiechnęłam się i bardziej wtuliłam się w klatkę piersiową Andrzeja. Gdy winda się otworzyła Wrona wszedł do środka i wcisnął guzik z numerem 7. Drzwi miały się już zamknąć, ale przeszkodziła im damska dłoń, jak się później okazało, była to dłoń Oli. Weszła do środka i położyła wszystkie torby na podłogę. Uniosłam głowę, aby spojrzeć na Wroniastego, a ten w tym samym czasie spojrzał w dół na mnie. Uwielbiam patrzeć w jego bladoniebieskie tęczówki. Zawsze mnie hipnotyzują. Sama nawet nie wiem kiedy, złączył nasze usta. Po krótkiej chwili usłyszeliśmy dźwięk robionego zdjęcia. Spojrzałam zdezorientowana na blondynkę.
- No co? Słodko wyglądaliście. - przyznała i zaczęła stukać coś w telefonie - A to jest za to, że mi nie powiedziałaś! - dodała z oburzeniem.
- Co zrobiłaś? - próbowałam odebrać jej telefon, ale Andrzej mnie trzymał, a Ola schowała szybko komórkę do torebki. Spojrzałam złowieszczo na blondynkę.
- Policzmy się później - powiedziałam i usłyszeliśmy dźwięk oznajmujący, że winda dotarła na właściwe piętro. Wrona wyszedł ze mną z windy, a Ola za nami  Przeszedł kilka kroków i stał już przed drzwiami mieszkania. Zadzwoniłam dzwonkiem, aby nam otworzyli, ponieważ każdy miał zajęte ręce. Za drzwi było słychać kroki i głos, jak się nie myle Karola.
- Toć macie klucze! Po co mam Wam... - otworzył drzwi i patrzył na nas ze zdziwieniem. Ola nie udzielając wyjaśnień weszła do środka, a Wrona wraz ze mną za nią. Położył mnie delikatnie na sofie w salonie.
- No to teraz opowiadaj! - rozkazał i usiadł na przeciwko mnie.
- No, bo to przez te głupie schody. - zaczęłam, ale wpadł Włodarczyk
- Ej Justyna to prawda, że skręciłaś kostkę na ruchomych schodach? - zapytał z rozbawieniem, a gdy zobaczył moja nogę to wybuch śmiechem - A jednak to prawda
- To nie jest śmieszne! - rzuciłam w niego poduszką -  Tak w ogóle to skąd to wiesz?
- Z Instagrama - odpowiedział z takim tonem jakby to było oczywiste - Na profilu Oli było zdjęcie Twoje i Andrzeja, jak się całujecie, a pod postem krótki opis.
- Olaaa! Nie żyjesz! - krzyknęłam i poderwałam się z sofy, ale Wrona posadził mnie na nią z powrotem - Dorwę Cię jeszcze Dudzicka!
- To za to, że mi nie powiedziałaś! - usłyszałam jej głos z kuchni. Siatkarze przyglądali się tej całej sytuacji ze śmiechem. - Masz tu lód ciamajdo - zaśmiała się i przyłożyła ścierkę do opuchlizny. W czasie mrożenia mojej kostki, opowiedziałam o całym zdarzeniu w galerii. Nieuniknione były śmiechy i komentarze moich jakże cudownych przyjaciół. Gdy opuchlizna już trochę zeszła, zdjęłam już prawie roztopiony lód.
- Nie jest tak źle - odezwał się Karol oglądając nogę - Nie jest sina, więc jest dobrze. - oznajmił i poszedł do przedpokoju, aby potem przyjść z bandażem elastycznym i kremem. Posmarował, a następnie owinął mi starannie kostkę. Każdy przyglądał mu się z uwagą.
- Dziękuję - uśmiechnęłam się do niego, gdy skończył. Po czym spróbowałam wstać i trochę rozruszać nogę. Nie sprawiało mi to już takiej wielkiej trudności jak na początku. - No! To teraz idziemy jeść. - powiedziałam zacierając ręce. Wszyscy zaczęli się śmiać i poszliśmy do kuchni. Tam Ola zaczęła przygotowywać obiad.
- To co robimy na obiad? - zapytałam chcąc pomóc
- Co ja robię. Ty idziesz leżeć i nie przemęczać nogi. - odpowiedziała i zaczęła kroić marchew
- No, ale... - chciałam coś powiedzieć lecz mój ukochany mnie wyprzedził
- Nie ma żadnego "ale". Siadaj i nie przemęczaj nogi. - rozkazał pokazując krzesło obok siebie. Westchnęłam głęboko i zrezygnowana usiadłam, więc przy stole z chłopakami. Ola zaśmiała się cicho, ale na tyle, że usłyszałam.
- Właśnie, czemu nic nie powiedzieliście, że jesteście razem? - wypalił nagle Karol. Spojrzeliśmy się z Andrzejem po sobie.
- Sami nie wiemy czemu, tak jakoś. - odpowiedział Wrona - Z resztą nie było na to czasu. - powiedział i zmienił temat.
Po zjedzonym już posiłku każdy zajął się sobą. Ja poszłam, a raczej dokuśtykałam się do mojego tymczasowego pokoju i padłam twarzą na łóżko. Miałam na celu troszkę się zdrzemnąć, ale jak zwykle ktoś pokrzyżował mi plany. Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi, a zaraz po tym ten ktoś przytulił się do moich pleców.
- Zmęczona? - wymruczał mi do ucha - Bo jak nie to... - zaczął całować mnie po karku
- To? - odwróciłam się do niego przodem, a ten złączył nasze usta. Po chwili jednak oderwałam się od niego i czekałam na odpowiedź.
- To pomyślałem, że pojedziesz ze mną do moich rodziców - wyszczerzył się
- Nie wiem czy to jest dobry pomysł. Z tą nogą to daleko to się nie wybiorę. Nawet nie wiem czy do Miami pojadę - skrzywiłam się na tą myśl
- Przestań! Nie jest tak źle przecież. - powiedział i mnie przytulił. Wtuliłam się bardziej w jego tors. - To jak?
- No już pojadę - uśmiechnęłam się i wstałam z łóżka - No Panie Wrona wstawaj! - rzuciłam w niego poduszką
- Jeszcze czas - wymamrotał i obrócił się do mnie plecami
- O nie! Tak to my się bawić nie będziemy. Liczę do trzech i idę po wodę. Raz.... Dwa.... - byłam gotowa do pójścia po wodę - Trzy!
- Dobra! - wstał jak opatrzony. Przytaknęłam mu i wyszłam do łazienki troszkę się ogarnąć. Po niespełna 15 minutach byłam z powrotem. Przebrałam się jeszcze w bardziej eleganckie ciuszki i byłam gotowa. Pokuśtykałam do salonu i tam poczekałam na Wronę.
- Możemy już jechać. - wszedł do salonu i pomógł mi wstać z kanapy - Włodi biorę Twoje auto! - krzyknął i wyszliśmy z mieszkania. Trzymając się za ręce przebyliśmy drogę do samochodu. Andrzej jak na dżentelmena przystało, otworzył mi drzwi, a potem okrążając auto wsiadł od strony kierowcy. W Warszawie jak to w Warszawie, bez korków nie istnieje. Także, gdy tylko wyjechaliśmy spod bloku wpakowaliśmy się w korek. Znudzona postanowiłam się zdrzemnąć.
Yyy... Dałam plamy... Wiem...
Pozdrawiam bezwartościowa Black. :*