sobota, 16 kwietnia 2016

Rozdział 25

*miesiąc później...*

Minęło już sporo czasu od sprzeczki z Andrzejem. Do tej pory jeszcze ze sobą nie porozmawialiśmy. Może to dziwne, ale żaden z nas nie miał czasu, aby przyjechać do któregoś. Ja szukałam pracy dorywczej, żeby pomóc sobie z wydatkami i studiami. Po tygodniu znalazłam jakąś pracę w knajpce w Krakowie. Czemu w tym mieście? Dostałam ultimatum od mamy. Albo idę do Bełchatowa i utrzymuję mnie albo idę do Krakowa i radzę sobie sama. Po wielu ostrych słowach z jej i mojej strony skapitulowałam. Chociaż tyle, że dała mi na wynajęcie jakiegoś mieszkania w Krakowie... Tak, więc siedzę już prawie od miesiąca w tej miejscowości. Czy żałuję? Wyboru nie, tylko tego, że pokłóciłam się z mamą. Zawsze się dogadywałyśmy. Wracając do Andrzeja to jest już dawno w Spale. Dzwoniłam, ale nie odbierał, a gdy on oddzwaniał to ja nie mogłam odebrać, bo byłam w pracy. Chciałam pojechać do Spały, żeby z nim porozmawiać, wyjaśnić sobie wszystko, ale praca mi na to nie pozwalała. Pracowałam od rana do wieczora, czasami brałam nadgodziny. W weekendy też siedziałam za barem lub chodziłam pomiędzy stolikami. Nie miałam czasu nawet na rozmowę z Mariuszem, owszem nie raz udało mi się zadzwonić i pogadać, wtedy pytał się tylko czy daję radę, czy wszystko jest w porządku. Cały czas wmawiam mu, że jest ok, a tak naprawdę nie wyrabiam psychicznie, jak i fizycznie. Po prostu nie daję rady, ale muszę to wszystko udźwigną, bo inaczej nici ze studiów, a nie mam zamiaru dawać jakiejkolwiek satysfakcji mamie, że sobie nie poradziłam.
Obudził mnie piszczący dźwięk alarmu. Niechętnie wstałam z łóżka i sunąc nogami po panelach, doczłapałam się do kuchni. Niby mam dzisiaj wolne, ale musiałam pozałatwiać pewne sprawy. Nalałam do czajnika wody i wstawiałam na gaz. Otworzyłam lodówkę i zrobiłam sobie prowizoryczne śniadanie, które składało się z dwóch kanapek z szynką, nie byłam głodna. W ogóle ostatnio mało jadałam, nie miałam na to czasu i chęci, wiem to u mnie nie jest normalne. Położyłam talerz z jedzeniem na stolik i zabrałam się za zrobienie kawy. Zalałam wrzątkiem czarny proszek i zasiadłam z kubkiem do stołu. Nie zdążyłam nawet wziąć kanapki w rękę, a usłyszałam dzwonek do drzwi. Szybko przebyłam drogę do drzwi i bez patrzenia przez wizjer, otworzyłam je.
- Iwona? - otworzyłam szeroko oczy. Zamrugałam kilka razy, bo myślałam, ze wzrok płata mi figle. - Cześć. Wchodź do środka. - przywitałam się po chwili przytulasem i wpuściłam Ignaczak do mieszkania.
- Przyjechałam do Ciebie nie bez powodu. - powiedziała rozglądając się po przedpokoju - Zabieram Cię do Spały. - swój wzrok skierowała na moją osobę.
- Bardzo bym chciała, ale nie mam czasu. - westchnęłam i przeszłam do kuchni. Odłożyłam moje śniadanie do lodówki, a kubek z kawą chwyciłam w obie ręce. Upiłam mały łyk. - Musze pozałatwiać kilka spraw, a nie wiem kiedy dostanę następne wolne. - usiadłam przy stoliku i wbiłam wzrok w podłogę. Męczy mnie sprawa z Wroną, to nie jest normalne. Ludzie w związku powinni utrzymywać jakikolwiek kontakt.
- Gdzie masz sypialnię? - zapytała z korytarza.
- Po lewo. - krzyknęłam zdziwiona. Szybko znalazłam się w pokoju, aby zobaczyć poczynania Iwony. - Co ty robisz? - zapytałam, gdy zobaczyłam jak grzebie mi w szafie. Wyrzuciła z niej czarną podróżną torbę, a następnie wkładała do niej ubrania. - Iwona mówiłam już, że nigdzie nie jadę. Nie mam na to czasu. - usiadłam bezwładnie na łóżku i dalej podziwiłam poczynania przyjaciółki.
- Masz czas. Właśnie teraz. - wyciągnęła do mnie obie ręce z torbą i kilkoma ciuchami na przebranie. Pokiwałam przecząco głowa, po czym wstałam i wyminęłam Ignaczak. - Justyna musisz się trochę od tego oderwać, bo w końcu wyzioniesz ducha. - poszła za mną do kuchni, po drodze w korytarzu zostawiła walizkę.
- Spokojnie nie jest ze mną aż tak źle. - uśmiechnęłam się słabo w jej stronę. Chwyciłam już zimną kawę i upiłam mały łyk. - Przepraszam. - rozłożyłam ręce bezsilna. Bardzo chciałam jechać i wszystko poukładać, ale no nie mogłam. Byłam jednym słowem uziemiona.
- Wiesz, że Krzysiek mnie powiesi, jak przyjadę bez Ciebie? - zaśmiała się i usiadła przy stoliku - Krzysiek to pół biedy, bardziej boję się Mariusza. To on mi kazał Cię przywieźć.
- Zwal wszystko na mnie. - przysiadłam naprzeciwko jej - Powiedz, że zapierałam się nogami, rękoma i jeszcze czym tam. - zaśmiałam się. Usłyszałam wibracje mojego telefonu, który leżał na bacie kuchennym. Sięgnęłam go i spojrzałam na wyświetlacz. - Mariusz. - westchnęłam. Odebrałam połączenie i przyłożyłam komórkę do ucha. Nie zdążyłam nic powiedzieć,a Wlazły już zaczął swoją gadkę.
- Iwona już jest u Ciebie. - bardziej stwierdził niż zapytał - Masz z nią przyjechać do Spały. Nie słyszę żadnych jęków. Musze z Tobą poważnie porozmawiać... - wywróciłam oczami, a Iwona zachichotała.
- Hej Mariuszku Ciebie też miło słyszeć. - powiedziałam z udawaną radością.
- Justyna. - usłyszałam głębokie westchnięcie - Nie mam nastrojów do żartów.
- Ja też nie. - przyznałam - Dlatego przepraszam Cię, ale nie teraz. Mam kilka spraw do załatwienia. Nie mogę przyjechać. - powiedziałam na jednym wdechu. Zanim cokolwiek powiedział, zakończyłam połączenie. Spojrzałam na Iwonę i wzruszyłam ramionami. - Możesz jechać. - uśmiechnęłam się do przyjaciółki. - Na pewno tęsknisz za Krzychem. - podniosłam lewy kącik ust do góry wbijając wzrok w kubek z kawą.
- A Ty za Andrzejem. - usłyszałam, podniosłam wzrok. Iwona siedziała z założonymi rękoma i wpatrywała się we mnie z cwaniackim uśmieszkiem. Trafiła w sedno. Tęskniłam za nim. Ten cholerny ponad dwumetrowy facet uzależnił mnie od siebie przez te kilka tygodni. Brakowało mi go i to cholernie, ale nie mogłam pojechać. Nie teraz kiedy mogę spełnić jedno marzenie.
- Nawet nie wiesz jak. - westchnęłam zrezygnowana - Jedź już. - powiedziałam i wstałam.
- Już mnie wyganiasz? - zapytała ze śmiechem wstając.
- Wiesz za kilka minut mam spotkanie, więc tak. - podzieliłam jej humor. Pożegnałam się z Iwoną i kazałam jej pozdrowić chłopaków. Gdy zamknęłam drzwi za żoną libero, poszłam do łazienki jako tako się ogarnąć. Po niespełna 20 minutach wyszłam z pomieszczenia. Od razu w oczy wpadła mi czarna torba leżąca na środku przedpokoju. Przygryzłam dolną wargę, przez kilka minut patrzyłam na nią z zawahaniem. Koniec końców chwyciłam ją i otworzyłam drzwi do pokoju. Rzuciłam ją z hukiem do środka. Złapałam torebkę, po czym sprawdziłam w niej czy mam wszystko i wyszłam z domu.
 Z wyśmienitym humorem wróciłam do mieszkania. Zamknęłam za sobą drzwi. Torebkę rzuciłam na komodę w przedpokoju i przeszłam do pokoju. Padłam na łóżko z uśmiechem i wpatrywałam się w sufit. Nagle coś mnie tknęło i chwyciłam telefon, który zostawiłam w mieszkaniu. Jednak wszystkiego nie zabrałam. Z chwilą, gdy odblokowałam telefon wiedziałam, że mam dosłownie przerąbane u niejakiego Mariusza. Ponad dziesięć nieodebranych połączeń. Cmoknęłam pod nosem z krzywą miną.
- No Justyna przejebałaś sobie. - powiedziałam na głos sama do siebie i zaśmiałam się pod nosem. Bardzo chciałabym zobaczyć minę Mariusza, gdy Iwona przyjechała do ośrodka beze mnie. Usiadłam na łóżku i wzrok znowu przykuła torba. - Składanowska jesteś rąbnięta. - pokiwałam głową na boki i niczym struś pędziwiatr złapałam bagaż i wyleciałam z bloku. Wpadłam na dworzec i jak się okazało za niedługo miałam autobus. Kupiłam bilet i grzecznie czekałam. Telefon dzwonił jeszcze jakieś dwa, trzy razy, ale potem przestał.
- Kogo moje oczy widzą. - usłyszałam, a po chwili poczułam jak ktoś koło mnie siada. Bardzo blisko siada. Wystraszona podniosłam wzrok, zamarłam. Szybko odsunęłam się na bezpieczną odległość. - Co taka strachliwa? Już nie pamiętasz, jak sama się do mnie przybliżałaś? - przysunął się. Poczułam obleśny oddech na kark. Jego z pewnością nie chciałam spotkać.
- Cze... Czego chcesz? - starałam się, żeby mój głos nie zadrżał, co było trudne, bo w środku zbierało się na płacz.
- Pogadać. - powiedział pewny siebie i wyciągnął nogi. Lewą rękę położył na oparciu, a tym samym objął moją szyję. Na pewien czas mnie sparaliżowało, ale zaraz po tym szybko wstałam.
- Spieszę się. Przykro mi. - zabrałam torbę i biegiem ruszyłam na odpowiedni podjazd, gdzie przyjedzie mój autobus. Miałam szczęście, bo pojazd już stał. Po ukazaniu kierowcy biletu zajęłam miejsce. Wzięłam głęboki oddech i przełknęłam ślinę. Coś w środku kazało mi się spojrzeć w okno i to był błąd. Stał tam oparty o ścianę i wpatrywał się we mnie bez większej krępacji. Jego cwaniacki uśmiech, który kiedyś tak uwielbiałam działał mi tym razem na nerwy. Posłał mi buziaka i pomachał, po czym odszedł. Mocno zacisnęłam powieki, żeby się nie rozpłakać. Postanowiłam o tym nie myśleć. Założyłam słuchawki i odpłynęłam w swój świat muzyki.
Wysiadłam na przystanku. Wokół panowała istna cisza. Rozejrzałam się dookoła i uśmiechnęłam pod nosem. Oj dawno mnie tutaj nie było. Z torbą przewieszoną przez ramię i okularami przeciwsłonecznymi na nosie szłam w odpowiednim kierunku. Przynajmniej mi się tak wydawało. Wydarzenie na dworcu cały czas krąży mi po głowie. Czego on chciał? Minęło już trochę czasu i nagle się tak pojawił znikąd. Czy on w życiu sobie nie odpuści?
- Justyna nie dramatyzuj. Chciał tylko pogadać. - powiedziałam na głos i pokiwałam głową na boki, żeby odgonić złe myśli. Majowe słońce dawało już o sobie znać. Wiosenny wiatr podwiewał od czasu do czasu moją sukienkę. Uśmiechnęłam się pod nosem kiedy przechodziłam obok parku, kojarzą mi się z nim tylko dobre chwile. Przystanęłam na chwilę i wpatrywałam się w głąb parkowych ścieżek. Jak na taką porę dnia nie było zbyt dużo ludzi. W zasadzie udało mi się tylko zobaczyć parę zakochanych, spacerujących z zaplecionymi dłońmi. Przygryzłam nerwowo wargę. Andrzej. Muszę z nim porozmawiać. Wzięłam głęboki wdech, poprawiłam torbę, która spadała mi z ramienia i ruszyłam dalej w drogę. Z każdym dalszym metrem uświadamiałam sobie, że jestem coraz bliżej kłótni. Gdy dotarłam pod budynek, stanęłam przed nim i zmierzyłam go od góry do dołu. Nic się nie zmienił. Ta sama elewacja, żadnego dobudowania, tak samo popękany tynk. Niepewnie pchnęłam białe drzwi wejściowe. W środku, jak i na zewnątrz nic się nie zmieniło. Podeszłam do lady, za którą stała Pani Basia, nawet ona została na swoim miejscu.
- Witam Pani Basiu. - przywitałam się z uśmiechem ze starszą panią. Kobieta popatrzyła na mnie zdezorientowana i poprawiła na nosie prostokątne okulary.
- Przepraszam, a Pani to? - zapytała z powagą mi się przyglądając. Zaśmiałam się pod nosem, nie poznała mnie.
- Nie wierze, że mnie Pani nie poznała. - zdjęłam okulary przeciwsłoneczne i przewiesiłam je na dekolcie. Kobieta wydała z siebie radosny dźwięk i szybko wyszła za lady.
- Justyno! - przytuliła mnie do siebie - Dziecko drogie, ale wyrosłaś! - zaśmiała się głośno - Przepraszam, że Cię nie poznałam. Ostatnio tu byłaś wieki temu. -  powiedziała z uśmiechem.
- Nie miałam czasu, żeby przyjechać. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą i poprawiłam torbę na ramieniu. - Chciałam się zapytać o...
- Są na stołówce. Przyszłaś w samą porę, bo dosłownie przed chwilą weszli. Jak już wszyscy przyjadą ma się zacząć zebranie. - wyjaśniła mi wszystko zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć.
- Zebranie? - mój zdziwiony wyraz twarzy, wywołał u pani Basi głośny śmiech.
- Nie dawno to weszło. Od dzisiaj zaczyna się weekend, w którym można odwiedzić sportowców. Zostaną rozdane klucze do pokoju. Aktualnie chłopcy czekają na swoje wybranki, rodziny. - uśmiechnęła się ciepło.
- Dawno mnie tu nie było. - powiedziałam cicho po raz kolejny poprawiając torbę, która zsuwała mi się z ramienia.
- Dawno, dawno. - poklepała mnie po plecach i weszła z powrotem za ladę. - Chyba pamiętasz gdzie jest stołówka? - zapytała dla pewności. Pokiwałam twierdząco głową, po czym żegnając się z kobietą, skierowałam się w odpowiednią stronę. - W lewo! - usłyszałam krzyk starszej pani. Zaśmiałam się pod nosem i ruszyłam w przeciwnym kierunku niż zamierzałam. Po kilku krokach znalazłam się pod odpowiednim pomieszczeniem. Było słychać głośne śmiechy i rozmowy. Po głosach mogę stwierdzić, że jeszcze nikt nie przyjechał z dziewczyn, co mnie szczerze zdziwiło, bo Iwona wyjechała prędzej ode mnie. Zrobiłam jeden krok w przód, a drzwi automatycznie się otworzyły. Cała grupa siatkarzy siedziała przy jednym stole. Od razu zauważyłam Andrzeja siedział przodem do mnie. Wyglądał na znudzonego i przygnębionego. Nie rozmawiał z chłopakami, nie śmiał się. Bez celu snuł wzrokiem po pomieszczeniu. Gdy skrzyżował ze mną spojrzenia, poderwał się szybko z miejsca z bardzo zdziwioną miną, ale z uśmiechem na twarzy. Chłopaki zaciekawieni nagłym zachowaniem Wrony obrócił się w moją stronę. Stałam tak sparaliżowana, nie wiedząc co zrobić. Wrona pomału zaczął iść w moim kierunku z radością, z tymi wesołymi ognikami w oczach, które tak uwielbiam. Nie panując nad sobą, puściłam torbę, gdzie ta z hukiem uderzyła o podłogę i biegiem ruszyłam w jego stronę. Z impetem rzuciłam mu się w ramiona, co spowodowało, że za toczył się do tyłu, a z piersi siatkarza wydobył się cichy śmiech. Nogi zaplotłam mu na biodrach, głowę schowałam w zagłębieniu jego szyi, a rękoma mocno zacisnęłam na karku. Dopiero teraz dotarło do mnie, to jak mi go brakowało. To jak tęskniłam za tym dwumetrowcem. Łzy same cisnęły mi się do oczu. Poczułam ręce środkowego na udach i ciepły oddech tuż przy uchu.
- Przyjechałaś. - wyszeptał uradowany i jeszcze mocniej mnie przycisnął do siebie. Twarz schował w moje włosy. Nie odpowiedziałam nic, tylko zacisnęłam dłonie na jego koszulce, aby dać mu znak, że zaraz się rozkleję. Wrona zaśmiał się głośno i podrzucił mnie lekko do góry. Jedną ręką trzymał mnie pod pośladkami, a w drugą chwycił moją torbę. - Ja mam czego chciałem! Do zobaczenia na kolacji! - krzyknął ze śmiechem i poczułam jak robi krok do przodu.
- Ej! A zebranie?! - dobiegł do mnie głos Karola. Dałabym sobie rękę uciąć, że połowa stołówki wpatruję się w całą tą chorą sytuację. Wrona lekko odwrócił się w stronę stołu siatkarzy.
- Wymyśl coś i weź dla niej klucz. - wesoły głos Andrzeja zabrzmiał nad moją głową. Tęskniłam za nim i musiałam tu przyjechać, żeby się o tym przekonać. Owszem, gdy byłam w Krakowie myślami krążyłam za środkowym, tęskniłam, ale nie mogę tego porównać z tym co czuję teraz. Jestem w ramionach najważniejszego mężczyzny w moim życiu i czuję jak rozrywa mi serce z tych wszystkich emocji. Nie wytrzymałam już i kilka łez pociekło z moich oczy, mocząc przy tym szyję siatkarza. - Mycha, nie płacz. - do moich uszu dobiegł szept Wrony. Uśmiechnęłam się pod nosem na sam dźwięk jego głosu.
- Wyjdźmy już stąd, proszę. - powiedziałam stłumionym głosem i jak tylko jeszcze mocniej mogłam, przycisnęłam się do ciała chłopaka. Andrzej pocałował mnie w czubek głowy, po czym zaczął iść w nieznanym mi kierunku. Po niespełna kilku minutach, usłyszałam pisk, skrzypiących drzwi. Siatkarz usiadł na czymś i odchylił mnie lekko. Zamrugałam kilka razy, aby pozbyć się łez, wpatrując się w te bladoniebieskie tęczówki.
- Czemu płaczesz? - zapytał rozbawiony. Kciukiem starł z moich polików lecące łzy, po czym oparł swoje czoło o moje.
- Sama nie wiem, jak ja wytrzymałam bez Ciebie tyle czasu. - wyszeptałam, pociągając nosem i uśmiechając się przy tym szczerze. Wrona przymknął oczy i powoli zbliżał się do moich ust, jakby bał się, że tym ruchem spowoduje moją ucieczkę. Jego miękkie wargi lekko musnęły moje, prawie tego pocałunku nie poczułam. Przejechałam zębami po dolnej wardze i zamglonym wzrokiem spojrzałam w oczy Andrzeja. Nie musiałam czekać na reakcję, środkowy wpił się delikatnie w moje usta. Rozchyliłam lekko wargi, tym samym pogłębiając pocałunek. Dłonie siatkarza z karku zsunęły się wzdłuż tali na pośladki. Złapał mnie mocno i podniósł do góry, a sam głębiej usiadł na łóżku, opierając się plecami o ścianę. Swoje palce wplątałam w perfekcyjnie ułożone włosy chłopaka. Mruknął zadowolony, gdy lekko przygryzłam jego dolną wargę. Po chwili jednak odsunął mnie lekko od siebie na odległość ramienia.
- Chyba musimy porozmawiać. - powiedział zachrypniętym głosem. Spuściłam wzrok z oczu środkowego na swoje palce, które zaczęłam nerwowo wyłamywać. Potwierdziłam jego słowa ruchem głowy i zeszłam z ud siatkarza. Usiadłam na początku łóżka, stawiając sobie poduszki między plecami, a ścianą, żeby mieć miękko. Pomiędzy nami zapadła cisza i nie zanosiło się do tego, aby któreś z nas zaczęło rozmowę. Założyłam nerwowo kosmyk włosów za ucho, patrząc lekko w stronę siatkarza. Sama nie wiem czym się tak stresowałam, jestem pewna w stu procentach, że Mariusz mu wszystko wyśpiewał.
- Nie wiem co mam Ci powiedzieć. - odezwał się nagle. Siedział z opartą głową o ścianę i wpatrywał się w sufit. - Z jednej strony jestem dumny i szczęśliwy, że dostałaś się do Krakowa, ale...
- Właśnie "ale" - prychnęłam z politowaniem - Kompletnie Was nie rozumiem. Skoro się cieszycie i jesteście dumni to o co chodzi? - podniosłam się z łóżka i stanęłam z założonymi rękoma naprzeciwko Wrony. Wpatrywałam się w niego wyczekując odpowiedzi. Byłam spokojna, jeszcze.
- Jesteś tam sama. - powiedział nadal na mnie nie patrząc - A wiem, że teraz jak nie zaczęłaś jeszcze studiów nie dajesz sobie rady. A później będzie tylko gorzej. - splótł swoje ręce na wysokości klatki piersiowej i zaszczycił mnie wzrokiem. Zmierzył mnie od stóp po sam czubek głowy. Atmosfera stawała się coraz bardziej napięta, a mierzenie się wzrokiem pogarszało tylko sytuację. Przygryzłam od środka wargę tak mocno, że poczułam metaliczny posmak krwi. Zacisnęłam dłonie na ramionach, aby opanować nerwy.
- Skąd to niby możesz wiedzieć? - syknęłam - Nie rozmawiałeś ze mną przez miesiąc,nie miałeś ze mną jakiegokolwiek kontaktu, więc nawet nie masz pojęcia co się ze mną działo. - dodałam z wyrzutem. Andrzej napuszył się gwałtownie i przymrużył gniewnie powieki.
- Może mi wmówisz jeszcze, że to przeze mnie, ani razu nie rozmawialiśmy? - zapytał z kpiną i wstał szybko z miejsca, znajdując się naprzeciwko mnie - Kompletnie mnie olałaś, gdy dzwoniłem nie odbierałaś. I nawet nie próbuj mi wmawiać, że nie miałaś czasu, bo z Mariuszem jakoś znalazłaś czas na pogawędkę. W sumie i nawet jego zbywasz. - rzekł już najwyraźniej wyprowadzony z równowagi.
- Nie zbywam!
- Proszę Cię. - spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem, który był przepełniony po brzegi kpiną - Kogo Ty chcesz oszukać?! Samą siebie? Znam Cię nie od dziś, wiem że...
- Właśnie w tym rzecz, że nic nie wiesz! - krzyknęłam cała czerwona na twarzy. Denerwował mnie w tej chwili jak nikt inny.
- Wiem tyle na ile mi Mariusz mówi! A z tego wynika, że kompletnie nie dajesz sobie już rady. - bezsilnie rozłożył ramiona na boki. Podszedł do mnie, po czym chwycił mnie za barki. - Przyznaj się w końcu do tego i daj sobie pomóc. - odparł spokojnie i przytulił mnie. Zacisnęłam powieki, aż zbielały i odepchnęłam go lekko.
- Daję sobie świetnie radę i nie potrzebuję niczyjej pomocy. - wycedziłam przez zęby - Zrozumcie to w końcu.
- Czemu musisz być tak uparta? - odwrócił się do mnie plecami. Przeszedł kilka kroków, trąc palcami prawą skroń. - Nie możesz chociaż raz odpuścić? Widać, że Cię to wszystko przerasta, wykańcza fizycznie jak i psychicznie. Więc czemu udajesz, że jest inaczej? - westchnął widocznie zirytowany - Już mi nie chodzi o to, gdzie będziesz studiowała, tylko o Ciebie samą. Schudłaś, pobladłaś. Nie wyglądasz jak ta moja Justyna z przed miesiąca. Po prostu się martwię, zrozum to w końcu. - odparł bezsilnie, a ręce opadły mu bezwładnie wzdłuż tułowia.
- Niepotrzebnie. - mruknęłam i niewiele myśląc co robię skierowałam się do wyjścia z pokoju. Spojrzałam na plecy środkowego, po czym otworzyłam je i wyszłam na korytarz, zamykając za sobą drzwi. Szybkim krokiem pokonywałam kolejne metry holu.
- Justyna! - wrzask Wrony z końca korytarza dobiegł do mnie z prędkością światła. Lekko odwróciłam twarz ku niemu, spojrzałam na niego pustym wzrokiem i zbiegłam po schodach. Na parterze, akurat skończyło się zebranie, a cały główny hol był zapełniony sportowcami i ich bliskimi. Z mojej piersi wyrwał się cichy jęk, gdy zobaczyłam na samym środku korytarza Mariusza i Krzysztofa. Wzięłam głęboki wdech i ruszyłam na przód. Przeszłam koło nich modląc się w duchu, aby żaden z nich mnie nie zobaczył. Jakimś cudem mi się to udało, więc szybko znalazłam się przy wyjściu z budynku, po czym szybko go opuściłam. Wzięłam głęboki wdech i powoli z przymkniętymi oczami wypuściłam powietrze nosem.
- Justyna. - usłyszałam męki głos. Nie obracając się mogłam wywnioskować, że to Kubiak.
- Proszę Cię, nie teraz. - wysapałam na wdechu i zaczęłam iść w stronę parku.

Perspektywa Andrzeja

- Niepotrzebnie - powiedziała, po czym usłyszałem zamykane drzwi. Bez chwili zastanowienia wyszedłem za nią.
- Justyna! - krzyknąłem w jej stronę. Spojrzała na mnie pustym wzrokiem i zbiegła na dół. - Zajebiście. - powiedziałem pod nosem i otwartą dłonią uderzyłem w ścianę.
- Co jest? - usłyszałem za sobą głos Winiarskiego. Wziąłem głęboki oddech, powoli odwracając się do kolegi z drużyny przodem.
- Powiedz mi. - odparłem, opanowując nerwy - To źle, że się martwię? - zapytałem, nie panując nad tonem swojego głosu. Michał zmarszczył brwi, analizując zapewne to co powiedziałem, by po chwili wziąć głęboki wdech.
- Czyli jednak nie przyjechała? - cmoknął rozczarowany. Winiarski jako jedyny cały czas uważał, że Justyna przyjedzie i w sumie miał rację.
- Przyjechała - mruknąłem i wróciłem do pokoju, nie chcąc rozmawiać na korytarzu. Winiar zrozumiał moje zachowanie i wszedł za mną, zajmując łóżko obok.
- To co jest? - zapytał tym razem zdezorientowany. Przejechałem dłonią po twarzy, cicho wzdychając.
- To jest, że ona nie umie odpuścić. Jest uparta i nikomu nie da sobie pomóc. - zacząłem nerwowo wyłamywać palce - Każdy kto ją dobrze zna, widzi, że nie daje już sobie rady w Krakowie. Odpycha Mariusza, odpycha Igłę.  Michał ona nawet mi nie da w jakikolwiek sposób pomóc. - jęknąłem i wstałem bezsilny. Podszedłem do okna i oparłem się o nie plecami, patrząc cały czas na sylwetkę Winiarskiego. - Mi już nie o to chodzi, gdzie będzie studiować, tylko o nią samą. Nie widziałeś jej, wygląda jak wieszak. Pobladła, schudła. Rozumiesz, schudła? Mariusz mówi, że nawet głos jej się zmienia. - wbiłem wzrok w ścianę za przyjmującym. Michał poprawił się na łóżku, milcząc przez dłuższą chwilę.
- Musisz dać jej troszkę czasu...
- Misiek proszę Cię. - powiedziałem błagalnym tonem.
- Posłuchaj! - zażądał - Minął nierówno miesiąc. Znalazła pracę, mieszkanie. Stara się być samodzielna. Przecież nikt nie powiedział, że początki są łatwe. - odparł spokojnie. Wstał z miejsca i podszedł do mnie, po czym położył rękę na moim ramieniu. - Daj jej się za klimatyzować. Do tej pory miała wszystko podane jak na tacy. Jej mama, Mariusz, Krzysiek, Ty i ja też robiliśmy z niej małą dziewczynkę, a przecież w przyszłości nikt za rączkę nie będzie jej prowadził. Rozumiem Cię, bo sam zachował bym się podobnie, ale Justyna też jednak ma rację
Widać, że zależy jej i chce pokazać swojej mamie, to jak świetnie daje sobie radę bez niej.
- Ja to wszystko rozumiem i jestem pod wrażeniem, no ale Winiar - uniosłem ręce do góry - To ją wykańcza, nie widzisz tego? - wyjęczałem.
- Da sobie radę zobaczysz - poklepał mnie po ramieniu - Rozumiem, że się martwisz, ale najgorsze co teraz możesz zrobić i właśnie w tym momencie to robisz, to brak wiary w nią. Ona Cię teraz potrzebuje. - odparł spokojnie, po czym uśmiechnął się przyjacielsko - Schowaj dumę do kieszeni i leć do niej.
- Dlaczego Justyna choć raz nie schowa tej pieprzonej dumy? - usiadłem z powrotem na łóżko. Schowałem twarz w dłonie, aby opanować nerwy.
- Dobrze wiesz jaka ona jest. - Winiarski prychnął - Jeśli Ci na niej zależy, a zależy, to sam do niej pójdziesz. - zaśmiał się.
- Nienawidzę Cię, wiesz? - pokiwałem głową na boki z uśmiechem - A powiedz mi, gdzie Daga i Oli? - zapytałem, rozluźniając się powoli
- Nie... Ona... Nie mogła przyjechać. - za jąkał się zakłopotany, drapiąc się po karku z niewyraźną miną - Wiesz przypomniało mi się, bo ja szedłem do Szampona. Na razie. - pożegnał się i wyszedł. Wziąłem parę głębszych wdechów i udałem się do głównego holu, by poszukać Justyny. Gdy się już tam znalazłem przeszukiwałem wzrokiem całe pomieszczenie, nie widząc nigdzie blondynki.
- A Ty co? Gdzie masz swoją niewiastę? - koło mnie znaleźli się uśmiechnięci od ucha do ucha Karol z Olą.
- Właśnie jej szukam. - mruknąłem, wzrokiem dalej przeczesując hol.
- A jednak kłótnia? - przyjaciel spoważniał i również przyłączył się do szukania.
- Nawet nie pytaj. - westchnąłem. Przy drzwiach zobaczyłem Mariusza i myśląc, że może ja widział podbiegłem do niego szybko. - Widziałeś Justynę?
- Nie,a nie była przypadkiem z tobą? - zapytał zdziwiony, biorąc Arka na ręce. Uśmiechnąłem się miło do chłopczyka, głaszcząc go po blond czuprynie.
- Była, ale się zmyła. - odparłem na wdechu - No nic, jak będziesz ją gdzieś widział to daj znać.
- Nie ma sprawy, ja tez muszę. z nią pogadać. - powiedział poważnie i z Pauliną poszli odnieść rzeczy do pokoju. Sam wyszedłem na zewnątrz. Rozejrzałem się dookoła i moim oczom ukazał się park, tak dobrze mi znany. Szybko tam się udałem, myśląc, że znajdę tam dziewczynę.

Perspektywa Justyny

Po kilku minutowym spacerze i uspokojeniu nerwów, usiadłam na ławce. Odchyliłam głowę do tyłu, aby wiosenny wietrzyk ocucił moje myśli. Przesadziłam, przesadziłam z tą kłótnią z Andrzejem. On ma rację, nie daję sobie rady. Kompletnie mnie to wszystko przerasta, ale przecież Wrona też nie jest święty. powinien mnie wspierać, dodawać otuchy, prawda? Wciągnęłam ze świstem powietrze do płuc, sama nie wiem czy postąpiłam dobrze. Ja już w ogóle tracę racjonalne myślenie, najchętniej rzuciłabym to wszystko w pizdu i wyjechała. Uśmiechnęła się pod nosem na wspomnienie wakacji w Miami, tam było genialnie!
- Przepraszam Panią. - usłyszałam koło siebie, a ten głos był bardzo mi znajomy. Otworzyłam oczy i spojrzałam na osobę obok. Zamrugała kilka razy, po to aby uświadomić sobie kogo mam przed oczami. - Coś, coś się stało? - zapytał zdziwiony. Pokręciłam głową na boki i wstałam. Jak mogłam o nim zapomnieć!
- Nie, nie nic. - wyjąkałam poprawiając sukienkę. Odwróciłam się szybko i zaczęłam iść w nieznaną mi stronę.
- Justyna? - zapytał z niedowierzaniem. Złapał mnie za ramię i odwrócił przodem do siebie, po czym zdjął okulary przeciwsłoneczne z mojego nosa. Cała znieruchomiałam, kompletnie nie widziałam co się ze mną dzieję. Dopiero po chwili przybrałam gniewny wyraz twarzy. - Porozmawiaj ze mną. - poprosił spokojnym głosem, tym który zawsze uwielbiałam.
- Nie mam na to ochoty. - warknęłam i wyminęłam go, lecz ten jednak złapał mnie za nadgarstek.
- Wiem, ze mnie unikasz. - powiedział - Ale proszę Cię daj mi to wszystko wyjaśnić. - spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem. Patrzyłam w jego oczy z bólem wymalowanym na twarzy. Wyrwałam rękę z jego uścisku i oddaliłam się o jeden krok.
- Zostaw mnie w spokoju Bartek. - wycedziłam przez zęby, po czym szybko oddaliłam się od siatkarza.



Nie wiem czy wróciłam, nie wiem czy to jest dobre, nie wiem czy ten blog się nadaje.
Powrotem to nie można nazwać.
Nie można też nazwać to coś na górze rozdziałem.
Napisałam, bo coś mi w głowie zaświtało, a żeby o tym nie zapomnieć, chwyciłam za klawiaturę.
W sumie to nic więcej do powiedzenie, nie mam. 
Coś w tym jest, ale co?
Pozdrawiam. Black. :*