sobota, 27 sierpnia 2016

Rozdział 32


Czy możesz przy mnie być?
Chociaż kilka chwil
To nie miłość, co tu kryć?
Czy możesz przy mnie być?

Rutyna. Wpadłam w typową rutynę. Wszystko robię już z zamkniętymi oczami, z pamięci, z przyzwyczajenia. Wstaję rano o tej samej porze, jem śniadanie i do pracy. Tylko jest ktoś, kto po raz kolejny tą rutynę niszczy. Otóż już tłumaczę. Ponownie rano spotkałam znienawidzonego przeze mnie sąsiada. Chciałam znaleźć się z powrotem w mieszkaniu, ale było za późno, to wyglądało co najmniej dziwnie, jakby na mnie specjalnie tam czekał.
- Cóż to chyba coś oznacza, jeśli po raz kolejny spotykamy się rano w tej samej godzinie. - złapał mnie w ostatniej chwili, zamykając mi przy tym drzwi pod nosem. Klęłam w myślach na swój los, na ten cały bałagan w moim życiu, na to wszystko, na tego pieprzonego dupka co teraz stoi obok mnie, opierając się o moje drzwi wejściowe. Patrzy na mnie tym swoim pewnym siebie wzrokiem, a do twarzy ma przyklejony cwaniacki uśmieszek, który kiedyś mi się tak podobał. Tak bardzo nie chciałam mu pokazać, że ma nade mną władzę. Również wlepiłam w niego wzrok pełen nienawiści, ale po kilku sekundach odpadłam, tak po prostu. Nie dałam rady. - I jak przemyślałaś wszystko? - zapytał schylając się do mojego ucha, aż poczułam jego obleśny oddech na karku. Wzdrygnęłam na to i szybko się odsunęłam w tył.
- Nie musiałam nad tym myśleć. - powiedziałam wcale na niego patrząc - Nie wrócę do Ciebie, nie po tym co mi zrobiłeś. - czułam jak się cały spina - Nadal robisz.. - dodałam ciszej połykając łzy. Czemu on do cholery nie może zostawić mnie najzwyczajniej w świecie w spokoju?!
- Posłuchaj. - chwycił mnie za ramię i przycisnął do drewnianych drzwi. - Naprawdę radzę Ci to przemyśleć, bo jeśli dalej będziesz zgrywać taką panienkę, to... - jęknęłam cicho z bólu, gdy jego uścisk narastał z każdym wypowiedzianym słowem. Łzy totalnie zamazały mi pole widzenia i już nie mogłam ich powstrzymać. Pojedyncza słona kropla spłynęła po moim policzku, a on nic sobie z tego nie robił. Ba! On nawet był zadowolony, że okazuję słabość.
- To co? - wyplułam mu twarz pokazując się z resztką godności. Pochylił się jeszcze bardziej, aż ustami muskał mój płatek ucha. Zacisnęłam usta w wąską linie, przymykając powieki. Byłam gotowa na wszystko, znałam go i wiem jaki jest nieprzewidywalny.
- To możesz być niespokojna o SWOICH... - pokreślił ostatnie słowo, bardziej napierając mnie na ścianę swoim cielskiem - ...marnych siatkarzy. - wyszeptał mi to wszystko do ucha, a ja czułam jak skóra piecze mnie żywym ogniem od jego oddechu. Czułam jak wypala mi ją doszczętnie podczas dotyku. Przełknęłam głośno ślinę.
- Czemu to robisz? - otworzyłam oczy, a on zaśmiał się mi prosto w twarz, aż zabolało.
- Dziś wieczorem przyjdę po odpowiedź i jeśli nie będzie mi się podobała to załatwimy to inaczej. - powiedział już głośniej, nie zaważając na moje wcześniejsze pytanie. Wzięłam głęboki oddech, aby opanować szloch, który wewnątrz mnie szalał. Przez ostatnie kilka tygodni stałam się słaba psychicznie. Nic mi się nie udawało, a miało być całkowicie inaczej. Mierzył mnie wzrokiem, puszczając moje obolałe ramię odepchnął się z wielka siłą ode mnie i uśmiechnął się tryumfalnie, widząc do jakiego stanu mnie doprowadził.
- Czemu to robisz? - ponowiłam pytanie ocierając łzy z polików. Filip zatrzymał się na pierwszym schodku, po czym obrócił się z powrotem w moją stronę.
- Kochanie. Chce po prostu, żebyś do mnie wróciła. Jesteś tylko i wyłącznie moja. - odpowiedział z tonem kochającego chłopaka, a potem zaśmiał się w głos. Przymknęłam mocno powieki, oddech stał się płytki i drżał. Nawet nie wiem kiedy plecami zjechałam po ścianie na sam dół. Schowałam głowę pomiędzy kolana, zapominając, że znajduję się na klatce schodowej i byle kto może mnie zobaczyć. Rozpłakałam się. Rozpłakałam się, jak małe dziecko, nie wiedząc co mam robić. W ogóle nie wiedziałam czemu jeszcze tak reaguję na Filipa. Wszystko powróciło. Już myślałam, że po tygodniu dzwonienia od razu po naszym rozstaniu dał sobie spokój, ale potem spotkanie w Bełchatowie z Martą, dworzec autobusowy i teraz tu. Pociągnęłam nosem i wytarłam wierzchem dłoni mokre poliki od łez. Nie możesz się mazać, Justyna. Dasz przecież radę, on im nic nie zrobi. Nie popadaj w jakąś paranoję. - mówiłam sobie w myślach. Biorąc głęboki oddech próbowałam się uspokoić. Wstałam ociężale z miejsca i wróciłam do mieszkania. Zmyłam z siebie resztki makijażu i wzięłam się za zrobienie nowego, w między czasie wysłałam SMS do szefowej, że się troszkę spóźnię. Musiałam się uspokoić. Ręce mi dygotały jeszcze bardziej niż wczoraj, a serce łomotało jeszcze głośniej. Zacisnęłam mocno szczęki i ponownie wyszłam z mieszkania, ale już rozglądając się na boki. Drogę do pracy wybrałam chyba najdłuższą z możliwych. Nie miałam ochoty w ogóle do niej iść, a gdy tylko do niej weszłam moja mina pewnie nie była zbyt dobra i jeszcze wzrok szefowej.
- Miałaś odpocząć i się uspokoić. - powiedziała z wyrzutem na przywitanie, ciągnąc mnie do kanciapy - Wyglądasz, jak wrak. nie obraź się, ale naprawdę nie wyglądasz za dobrze. - odparła, kiedy zostałyśmy same.
- Odpoczęłam...
- Nie pierdziel mi tu. - skarciła mnie, przerywając moją wypowiedź - Chyba nie wszystko mi powiedziałaś. - dodała mierząc mnie czułym wzrokiem. Przygryzłam dolną wargę, wcale nie patrząc w stronę szefowej.
- Wszystko jest już dobrze. - powiedziałam cicho. Zacisnęłam dłonie na fartuszku, aby uspokoić nerwy i szloch. Kobieta pokiwała głową na boki, podchodząc bliżej mnie, po czym położyła swoją dłoń na ramieniu, za które kilkanaście minut temu szarpał mnie Filip. Syknęłam z bólu, kiedy troszkę mocniej zacisnęła palce na mojej skórze.
- Widzę przecież. - zatroskana wbiła jeszcze bardziej we mnie spojrzenie - Powiedz co jest, będzie Ci lepiej i może będę w stanie pomóc. - odparła spokojnie. Ten spój w ogóle mi się nie udzielał, a wręcz przeciwnie i nie wiem czemu mnie irytował. Może raczej irytowało mnie to, że wtyka nos w nie swoje sprawy? Przecież jestem tylko jej pracownicą, więc czemu tak się wszystkim interesuje?!
- Naprawdę jest wszystko w porządku. - syknęłam przekręcając głowę w inną stronę i mocniej zacisnęłam palce wokół materiału.
- Nie dowiem się, prawda? - zapytała, ale i tak znała już pewnie odpowiedź. Westchnęła cicho i zabrała dłoń z mojego ramienia. - Daję Ci pięć dni na odpoczynek, na poukładanie sobie wszystkiego. - oznajmiła po krótkiej ciszy. Popatrzyłam na nią pierwszy raz podczas tej rozmowy. Stała tak przede mnę z ciepłym wyrazem twarzy. - Nie patrz się tak. - zaśmiała się cicho pod nosem - Zależy mi na takiej pracownicy, bo od samego początku pokazujesz pracowitość i dążenie do celu. Zawsze uśmiechnięta, miła dla klientów. Taki pracownik to skarb! - uśmiechnęła się szeroko i z powrotem położyła dłoń na moim ramieniu. - Trapi Cię coś, a przez to nie możesz się skupić na pracy. - dodała, wszystko wyjaśniając. Uśmiechnęłam się lekko słysząc te wszystkie miłe słowa.
- Ale...
- Nie ma żadnego, ale. - przerwała mi - Przyda Ci się to. - mrugnęła do mnie okiem i poszła w stronę drzwi - Idź już do domku i naprawdę się ogarnij, bo wyglądasz niezbyt korzystnie. - zaśmiała się w głos i wyszła zostawiając mnie samą z miną jakbym zobaczyła ducha.  Nie wiem czemu, ale nawet nie protestowałam. W sumie kto by protestował?! Odłożyłam fartuszek tam gdzie jego miejsce i żegnając się ze wszystkimi udałam się z powrotem do mieszkania. Tym razem wybrałam drogę najkrótszą z możliwych i prawie biegiem ją pokonałam. Bez żadnych większych przygód dotarłam do swojego lokum. Kilkanaście minut po tym, jak weszłam do mieszkania rozdzwonił się mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz, a na nim widniała twarz Dzikiego. Westchnęłam głęboko i odłożyłam komórkę na blat stołu w kuchni. Niech dzwoni, przecież jestem w pracy i nie mogę odebrać. Nie chcę mówić, że dostałam wolne, bo jakoś nie uśmiechało mi się iść na mecz w Łodzi, a znając chłopaków siłą by mnie tam zaciągnęli. Irytująca muzyczka ucichła, ale po kilku sekundach znowu się ponowiła i tak kilka razy. W końcu odłożyłam nóż, którym kroiłam pomidora i chwyciłam te cholerne urządzenie.
- O w końcu odebrałaś. - usłyszałam od razu oburzony głos Michała.
- Dziki jestem w pracy, nie mogę rozmawiać. - syknęłam puszczając mimo uszy to co powiedział i miałam się rozłączyć.
- Dziwne, bo widziałem jak z niej wychodziłaś. - odpowiedział prychając w słuchawkę. Zmarszczyłam brwi, a oczami wyobraźni widziałam, jak Kubiak uśmiecha się cwaniacko. - Otwórz mi drzwi, bo już pod nimi stoję. - dodał po chwili, a ja parschnęłam wymuszonym śmiechem.
- Nawet sobie nie żartuj. - pobiegłam do drzwi i przekręciłam zamek w nich, po czym zaczęłam otwierać - Nikogo tu nie ma... - stanęłam jak wryta, gdy przede mną stał Kubiak we własnej osobie. Trzymał telefon przy uchu, tak samo jak ja. Podniósł jedną brew z szerokim uśmiechem.
- Nie ma nikogo? - zapytał rozbawiony i rozejrzał się dookoła. Pokręciłam głową na boki i również się uśmiechnęłam, ale chyba bardziej wymuszenie.
- Poczekaj chwilę Misiek, bo pod drzwiami mam jakiegoś głupiego wielkoluda. - powiedziałam zaczepnie do słuchawki cały czas patrząc na siatkarza. On zaś zmarszczył śmiesznie czoło i wkroczył do mieszkania zamykając za sobą drzwi. Zakończył połączenie i schował swój telefon do kieszeni.
- Ja Ci dam głupiego wielkoluda! - zagroził mi palcem, po czym przytulił na przywitanie. Wtuliłam się w niego mocniej, chowając twarz w jego ramionach. Chyba tego potrzebowałam. Męskiego ramienia, w które mogę się w tulić i czuć się bezpiecznie, ale to chyba nie to ramię. - Ej, chyba coś Cię gryzie. - usłyszałam nad sobą cichy głos. Tak, gryzie mnie jeden człowiek o imieniu Filip. - pomyślałam i cicho westchnęłam.
- Nic mnie nie gryzie, wydaje Ci się. - oderwałam się od jego torsu i wzruszyłam ramionami - Lepiej powiedz po co przyjechałeś? - zmieniłam szybko temat. Kiwnęłam głowa, żeby poszedł za mną do kuchni.
- To już nie mogę Cię odwiedzić? - odpowiedział pytaniem na pytanie, ale zaraz szybko potrząsnął głową - Ej, ej! Nie zmieniaj tematu! - wyczuł i usiadł przy stole, a ja zabrałam się za zrobienie nam herbaty. Wstawiłam wodę, po czym chwytając nóż w dłoń wróciłam do przerwanej mi czynności.
- Boże Michał. - wywróciłam oczami i zaczęłam kroić pomidora - Nic mnie nie gryzie. - odpowiedziałam twardo i dobitnie. Zaczynał mnie irytować, w ogóle jakoś się zbytnio nie ucieszyłam na jego widok. Znaczy fajnie, że przyjechał, ale lepiej by było jakby przyjechał w innym dniu. Chciałam być teraz sama i wszystko sobie przemyśleć.
- A mi się wydaję...
- Źle Ci się wydaje. - przerwałam mu mocniej zaciskając palce na rączce od noża. Nie spojrzałam na niego, ale miałam pewność, że patrzy na mnie tym swoim zatroskanym wzrokiem.
- Chyba jednak dobrze mi się wydaję. - nie dawał za wygraną. Ręce zaczęły mi drżeć, co spowodowało małe skaleczenie nożem.
- Nosz kurde. - syknęłam i szybko wsadziłam sobie lekko przecięty palec do ust i zaczęłam go ssać. - Widzisz co zrobiłeś? - zapytałam z oburzeniem. Nie wiem czemu, ale ciśnienie mi się podniosło, a śmiejący się Michał wcale tego nie polepszał. - Nic mi nie jest. Zrozum. - sapnęłam, wstając z krzesła i z szuflady wyciągnęłam plaster.
- Rozumiem, ale jestem innego zdania. - westchnął ociężale i oparł się plecami o oparcie krzesła zakładając przy tym ręce na klatce piersiowej.
- A miej sobie inne zdanie. - burknęłam, po czym syknęłam przyklejając sobie plasterek na ranę. Usłyszałam odsuwanie krzesła, a po chwili przede mną kucał Kubiak. Złapał mnie za dłoń tam gdzie przed chwilą się skaleczyłam i pocałował czule moją ranę. Zaśmiałam się cicho pod nosem na jego zachowanie. Zadarł głowę do góry i spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem.
- Będę miał inne zdanie i Cię do niego przekonam, dlatego mów co jest. - położył swoje dłonie na moich kolanach i gładził je kciukiem. Poczułam się trochę dziwnie przypominając sobie niedawny pocałunek, więc lekko zsunęłam ręce Michała.
- Czemu powiedziałeś Mariuszowi o Filipie? - zapytałam odwracają wzrok. Czułam jak Dziki spina się cały i wstaje z miejsca.
- To o niego chodzi, tak? Nadal Cię prześladuje? - oparł się rękoma o blat stołu. Wiedziałam, że się lekko zdenerwował. Zacisnęłam usta w wąską linie, łykając łzy.
- Nie, nie prześladuje. Po prostu uważam, że niepotrzebnie nagadałeś Wlazłemu. - nerwowo wyłamywałam palce. Odważyłam się i spojrzałam na niego, a on patrzył na mnie zawzięcie.
- Justyna proszę Cię...
- To ja Cie kurwa proszę, żebyś dał sobie spokój! - podniosłam głos. Wstałam z miejsca i wyłączyłam wodę, która zaczęła się już gotować. - Jeśli mówię, że jest ok, to jest ok. - powtórzyłam dobitnie. Zagryzłam dolną wargę, aby powstrzymać się od wypowiedzenia więcej słów. Nie wiem czemu, ale drażni mnie. Może potrzebuje tego, żeby wyładować na kimś swoje negatywne emocje co we mnie tkwią. Może dlatego wszystko mnie tak drażni, a może wszystko to jest przez Filipa?
- Martwię się, zrozum. - westchnął i usiadł z powrotem na krześle. Nie odpowiedziałam nic na to, tylko wzięłam głęboki oddech i zrobiłam herbaty, którą potem postawiłam na stole. Zajęłam miejsce po drugiej stronie stołu, podciągnęłam kolana pod klatkę piersiową i rękoma objęłam kubek z gorącym napojem. Wzrok wbiłam w podłogę, ale czułam na sobie irytujące spojrzenie Michała, który próbowałam zignorować. Ciche westchnięcie po dłuższej chwili przekonało mnie o tym, że dał sobie spokój. Rozluźniłam się troszeczkę i nagle w mojej głowie pojawiła się czerwona lampka.
- Mariusz Cię prosił, abyś przyjechał, prawda? Żebyś o tym Filipie się czegoś dowiedział. - zapytałam i odłożyłam kubek na blat. Kubiak podniósł na mnie zdezorientowany wzrok, który mówił mi wszystko. Prychnęłam pod nosem i odgarnęłam włosy do tyłu. - Wiedziałam. - pokiwałam głowa na boki - Mówiłam mu, że to nic takiego.
- Gdyby nie było to nic takiego, to byś tak nie zareagowała, Justyna. - odezwał się. Zacisnęłam usta w wąską linie i popatrzyłam z ukosa na niego.
- A Ty jakbyś zareagował, gdybyś nagle Monikę zobaczył? - spojrzałam na niego z politowaniem i modliłam się w duchu, żeby to łyknął. Michał napiął się cały spuszczając wzrok na swój kubek. - No właśnie. - dodałam widząc jego zachowanie.
- Przepraszam. - usłyszałam jego cichy głos. Uśmiechnęłam się lekko i pokiwałam głową na znak, że rozumiem. - To powiesz mi o co chodzi? - zapytał z małym uśmiechem, a mi już rosła gula.
- Michał. - sapnęłam.
- No, dobra, dobra. - zaśmiał się i wstał z miejsca - Chowaj to wszystko i jedziemy. - klasnął w ręce i powoli zaczął sprzątać. Patrzyłam na niego zdezorientowana.
- Gdzie Ty chcesz jechać?
- No, jak masz wolne to zabieram Cie na mecz. - odpowiedział. Stał do mnie tyłem i chował wyjęte przeze mnie rzeczy, więc nie widział, jak wywracam oczami. Ja właśnie chciałam tego uniknąć. Ostatnie na co teraz mam ochotę to mecz.
- A co zrobisz, jak powiem, że nie mam teraz do tego głowy i chęci? - podniosłam jedn kącik ust w górę, robiąc przy tym kwaśna minę. Dziki zamknął lodówkę i obrócił się w moja stronę z uśmiechem.
- Nic nie zrobię. - wzruszył ramionami - Ale co raz bardziej utwierdzasz mnie w przekonaniu, że coś się dzieje.
- Jeny. - wstałam od stołu, a następnie wyszłam z pomieszczenia. Michał wyszedł za mną, nie dając za wygraną.
- Myślisz o Andrzeju, tak? O tym wszystkim? - dopytywał, a ja miałam ochotę zakleić mu jadaczkę. Walnęłam się na sofę, a na fotelu zasiadł siatkarz.
- Tak, zadowolony? - znowu skłamałam, chociaż nie. Nie skłamałam, bo o nim też myślałam.
- Rozumiem. - odparł krótko - To co robimy? - zapytał po chwili ciszy. Zaśmiałam się pod nosem, no bo kurczę tego Dzika uwielbiam, tego co poprawi mi humor i zajmie czymś czas, a nie tego takiego zatroskanego.
- W sumie to... - spojrzałam na niego spod przymrużonych oczu, a on pokiwał głową na boki. Ja za to pokiwałam góra-dół - Idziemy na zakupy! - pisnęłam i wstałam z kanapy, aby iść się ogarnąć. Zanim zniknęłam za łazienkowymi drzwiami usłyszałam jęk Kubiaka. Kiedy ogarnęłam się jako tako, zgarnęłam z komody torebkę i telefon, po czym poganiając Michała wyszliśmy z mieszkania.
- Zamknij tu wszystko, będę czekał w samochodzie. - powiedział przyjmujący i zbiegł na dół po schodach. Wzruszyłam ramionami i przekręciłam kluczem drzwi w zamku, a wtedy jak na zawołanie z mieszkania na przeciwko wyszedł Filip. Gdy go zobaczyłam ręce same zaczęły mi się trząść.
- O, nie w pracy? - jego głos dudnił mi w uszach.
- Jak widać. - odparłam krótko i zeszłam jeden schodek w dół, żeby szybko od niego uciec, ale się zatrzymałam - Daj mi czas do jutra rana. - odparłam nawet się do niego nie odwracając. Nie wiedziałam do kiedy Michał ma zamiar u mnie siedzieć, a nie chciałam, żeby ponownie się spotkali, więc wolałam temu zapobiec. Wiedziałam, że Filip jest mówny i jeśli mówi, że to zrobi, to to zrobi, dlatego modliłam się w duchu, żeby się zgodził. Choć każdy wie jaka będzie odpowiedź.
- Widzę, że coś do Ciebie dociera. Dobrze. Jutro rano. - powiedział, ja za kiwnęłam głową i szybko zbiegłam, aby oszczędzić sobie nerwów. Kiedy znalazłam się przed klatką, rozejrzałam się dookoła, aby odnaleźć Michała. Stał oparty o samochód i rozmawiał przez telefon. Szybko tam podeszłam, a Kubiak speszony obrócił się do mnie tyłem, po czym schował urządzenie do kieszeni. Czułam się dziwnie, bo miałam wrażenie, jakby coś przede mnę ukrywał.
- To co, jedziemy? - zapytał z uśmiechem i otworzył mi drzwi od strony pasażera. Również się uśmiechnęłam i zasiadłam na siedzeniu. Michał zamknął drzwi, a następnie zasiadł obok mnie na miejscu kierowcy. Posłał mi swój firmowy uśmiech po raz kolejny tego dnia i odpalił auto, po czym ruszyliśmy w stronę galerii.
Po kilku godzinach godzinach chodzenia po sklepach, marudzeniu Michała i wypitych kaw wyszliśmy z ostatniego butiku, a ja kupiłam tylko jedną bluzkę i jedną parę butów. Nie moja wina, że nic mi się nie podobało, a jak mi się podobało, to nie było mojego rozmiaru.
- Nie rozumiem, przyjechaliśmy tutaj, tyle chodzenia, a ty tylko tyle kupiłaś. - Kubiak dalej swoje, aż miałam go dość.
- Nie moja wina, że nic nie było. - wywróciłam oczami i skierowaliśmy się w stronę parkingu.
- Pół dnia w dupę. - ocenił, a ja pokręciła głową na boki - Dobrze, że na mecz zdążymy. - dalej ciągnął swój wywód.
- Już dobra, zamknij się, bo już mam dość Twojego marudzenia. - parschnęłam, a ona zmroził mnie wzrokiem. - No, co? Cały czas marudzisz. A to cię nogi bolą, a to siku, a to jeść, a to pić. - udawałam jego głos.
- Spadaj na drzewo, już więcej z Tobą nie idę. - powiedział oburzony i wsiedliśmy do samochodu. Zaśmiałam się w głos, po czym włączyłam radio.
- Zawsze tak mówisz Misiek. - wytknęłam mu język, a on pokręcił głową ze śmiechem. Droga do mieszkania minęła nam na śpiewaniu i śmianiu się do rozpuku. Ponownie Dziki odrywa mnie od myśli i powoduje na mojej twarzy uśmiech. Znów poprawia mi humor, chyba nawet jest tego nieświadomy. Wpadliśmy do mojego mieszkania zmęczeni, głodni i w przypadku Michała z bolącymi nogami. On padł na kanapę, mówiąc, że już się nigdzie nie rusza, a ja udałam się do kuchni, żeby przygotować coś do zjedzenia. Z racji tego, iż nie miałam sił na nic po prostu postawiłam na furę kanapek. Choć później doszłam do wniosku, że lepiej było zamówić jakąś pizze lub coś innego, bo nie miałam pojęcia, że z tym tyle roboty. Krojąc ogóra moje myśli zeszły na sytuację z ranka. Bałam się, że jednak Filip tylko tak powiedział i przyjdzie dzisiaj po tą odpowiedź, choć i tak jej nie zmieniam. Powiedziałam sobie, że nie będę popadać w jakąś paranoję, niby on może zrobić wszystko, ale bez przesady. Wystarczyło tylko jedno zdanie, a ja juz sobie nim głowę zaprzątam. Zaraz przed oczami mi stanął Andrzej i nawet o nim nic nie zdążyłam pomyśleć, bo na ziemie sprowadził mnie ból. Zamrugałam kilka razy, po czym klnąc pod nosem wstałam po następny plaster. Wtedy już uważnie zaczęłam wszystko kroić. Kiedy uporałam się z tym żarciem, zabrałam całe dwa talerze kanapek i udałam się do salonu, gdzie rozgościł się Kubiak. Odłożyłam talerze na stoliczek, a Michałowi oczka się rozświeciły.
- Smacznego! - krzyknęłam z przedpokoju, bo wróciłam do kuchni po herbatę. Ją postawiłam obok talerzy i chwyciłam kanapkę. Wgryzłam się w nią, a Dziki parschnął śmiechem nie wiadomo czemu. - Co? - zapytałam z pełna buzia.
- Niezdara. - pokiwał głowa na boki, a mi spadł pomidor z kanapki.
- Prawda. - mruknęłam i posprzątałam warzywo. Michał rechotał jak dziki, co by tu się zgadzało. Wywróciłam oczami i swój wzrok skierowałam na telewizor, gdzie już zaczynało się studio. - I z czego rżysz? - zapytałam udając oburzoną, a Kubiaka jeszcze bardziej to rozbawiło - A spadaj. - machnęłam na niego ręką i zaczęłam zajadać się kanapkami.
- Jaki obstawiasz wynik? - usłyszałam obok siebie, kiedy już zaczynał się mecz. Cmoknęłam głośno, zastanawiając się nad odpowiedzią.
- Myślę, że będzie trzy do jednego, dla nasz oczywiście. - odpowiedziałam po chwili. Chwyciłam kubek z herbatą i usiadłam po turecku na podłodze, opierając się plecami o brzeg kanapy.
- Ja myślę jednak, że trochę się pomęczą i trzy do dwóch. - zerknęłam w jego stronę, rozłożył się na całej długości sofy i położył sobie jedną rękę pod głowę. Wzrok miał skierowany na telewizor, więc nawet nie widział, że na niego patrzę.
- A MVP, kto?
- Mika. - palnęłam bez namysłu i wróciłam do oglądania już rozpoczętego spotkania. Michał skwitował moją wypowiedz krótkim śmiechem lecz puściłam to mimo uszu. Skupiłam się tylko i wyłącznie na meczu pomiędzy moimi ukochanymi wielkoludami, a Włochami. Każda najmniejsza akcja musiała być przeze mnie skomentowana. Każdy zdobyty punkt przez przeciwników musiał zostać uczczony wulgaryzmem, aż Dziki się przeraził, że ja takie słowa znam. Po drugim, wygranym secie udałam się do łazienki, a kiedy wracałam usłyszałam dźwięk mojego telefonu, więc zmieniłam kierunek. W kuchni odnalazłam torebkę, a w niej dzwoniący telefon. Odebrałam bez patrzenia kto dzwoni.
- Tak, słucham?
- Słuchaj, słuchaj. - usłyszałam dobrze znany mi głos. Nogi mi podcięło, aż musiałam usiąść. Odsunęłam urządzenie od ucha i spojrzałam na wyświetlacz. Dziewięć nieznanych mi cyfr, a w głowie jedno pytanie: Skąd ma mój numer? - Widziałem Cię z tym pyskatym. - warknął do słuchawki, a mi serce podskoczyło.
- Skąd masz mój numer? - zapytała drżącym głosem.
- Jutro rano ma być odpowiedź i ma być dobra, bo inaczej wiesz co się stanie. Życzę miłej nocy. - dźwięk zakończonego połączenia i krzyk Kubiaka z salonu, że zaczyna się drugi set mnie ocucił. Przygryzłam dolną wargę i pokręciłam głową, przecież to musi być jakiś nieśmieszny żart. Wstałam z miejsca, przykleiłam do twarzy uśmiech, po czym wróciłam z powrotem przed telewizor. Próbowałam nie myśleć, co zdarzyło się przed chwilą i skupić całą uwagę na meczu, ale nie mogłam. Zabłądziłam myślami wokół sylwetki Filipa, doszło do tego, że wspominałam nasze wspólne chwile. Te wszystkie lata, które byliśmy razem. Wtedy nie powiedziałabym jakim gnojkiem jest. Jakim jest szmaciarzem, żeby mnie zastraszać. Zastanawiałam się, czy czuję jeszcze coś do niego skoro tak reaguję. Rozmyślałam również nad tym czemu to robi, czemu chce, żebym do niego wróciła.
- A jednak miałaś rację. - z refleksji wyrwał mnie Michał. Zatrzęsłam głową, aby odgonić myśli i skupiłam wzrok na wyniku, który pokazywał trzy jeden dla naszych. Uśmiechnęłam się pod nosem i podniosłam się z podłogi. - O nawet z Mateuszem trafiłaś! - pisnął zdziwiony.
- Intuicja kochany. - spojrzałam ponownie na ekran i wtedy zacisnęłam dłonie w pieści. Chwyciłam pilota i jednym ruchem wyłączyłam urządzenie. Dziki musiał wiedzieć o co chodzi.
- Uspokój się.
- Jak mam się uspokoić? Jak ją widzę to mnie jasny chuj strzela! - krzyknęłam rzucając pilot na fotel.
- Za bardzo przeżywasz... - skrzywił się mówiąc to.
- Michał, nie pomagasz. - przerwałam mu - Idę się myć. - dodałam i szybko zniknęłam za drzwiami łazienki. Odkręciłam letnią wodę na jak największy strumień, aby zagłuszył moje myśli., po czym zanurzyłam się w nim. Oparłam się rękoma o ścianę, głowę spuściłam w dół i się rozpłakałam. Tak po prostu z natłoku emocji, myśli, z bezsilności. Miałam wszystkiego dość. Tej pracy, Filipa, Martyny. Przez ostatnie miesiące nie wiem co się ze mną porobiło. Może gdybym schowała tą pierdoloną dumę do kieszeni i poszła do tego Bełchatowa, to wszystko by mnie ominęło? Nie miałabym konfliktu z mamą, nie zobaczyłabym Filipa. Czemu ja zawsze muszę postawić na swoim?! Przetarłam dłońmi twarz, po czym namydliłam swoje ciało malinowym żelem pod prysznic. Pachnąca, czysta i w nie do końca dobrym stanie psychicznym wyszłam z pomieszczenia w piżamce, po czym skierowałam się do salonu. Tam siedział roześmiany Michał i oglądał coś w telewizji. Jak ja bym chciała podzielać jego humor.
- Co oglądasz? - zapytałam siadając na fotelu.
- Jakieś kabarety. - spojrzał na mnie kątem oka - Już Ci przeszło? - zapytał dla pewności.
- Chyba tak. - wzruszyłam ramionami - Ale bym się czegoś napiła. - stwierdziłam po chwili ciszy. Michał zaśmiała się z jakiegoś żartu, których nawet nie słuchałam.
- No ja Ci na bank nie zrobię, jestem Twoim gościem. - udawał oburzonego, ale pomału już wstawał. Przygryzłam dolną wargę, bo nie o takie picie mi chodziło konkretnie.
- Ale mi nie chodzi o takie picie picie, tylko wiesz picie picie. - wymachiwałam ręką, jakbym miała tym pokazać o jakie picie mi chodzi. Kubiak roześmiał się w głos i to chyba teraz ja jestem tego powodem.
- A, że picie picie picie? - zrobił taka minę, że i ja wybuchłam śmiechem, po czym pokiwałam głowa potwierdzająco. No my to się potrafimy dogadać! Dziki wstał ze swojej(mojej) kanapy z cichy stęknięciem, potem tylko słyszałam jak ubiera buty i krzyk. - Tadeusz?! - nie zdążyłam mu odkrzyknąć, a już go nie było. Bardzo dobrze wiedział jaką wódkę pijam, nie on jedyny.* Po kilku minutach wstałam z miejsca i udałam się do kuchni, gdzie przeszukałam tam wszystkie szafki za jakimś napojem do popicia. Jak się później okazało, nic takiego nie posiadałam. Chwyciłam, więc za telefon, żeby napisać SMS Michałowi o dokupienie jakiegoś napoju, ale kiedy już to robiłam usłyszałam zamykane drzwi i krzyk Kubiaka, że już jest. Wyszłam na przedpokój i oparłam się bokiem o ścianę. Siatkarz akurat ściągał buty, więc nie widział tego jak na niego patrzę. Po chwili jednak uniósł wzrok i zmarszczył brwi.
- Co?- wysapał, co wskazywało na to, że biegł. Przygryzłam obie wargi patrząc na niego przepraszająco. - No co? - wyprostował się.
- Nie ma popity. - podniosłam ramiona do góry i popatrzyłam na niego słodkim wzrokiem. Przyjmujący roześmiał się, po czym chwycił reklamówkę, która leżała obok szafki z butami.
- Pomyślałem i kupiłem moja droga. - puścił mi oczko i udał się do kuchni.
- Niesamowite! Jednak umiesz myśleć! - odpyskowałam, idąc za nim, a kiedy na stole postawił pięćset mililitrów czystej wódki, aż mi się oczka zaświeciły. Nie pomyślcie, że jestem jakąś alkoholiczką, ale tego właśnie potrzebowałam. - Panie Tadeuszu! Kiedy myśmy się ostatnio widzieli?! - pisnęłam i miałam już ją chwytać kiedy zniknęła mi z pola widzenia.
- O nie, nie. Nie tak szybko! - pomachał mi butelka przed nosem - Nadal uważasz, że nie umiem myśleć? - podniósł brew do góry, a mnie jasna cholera brała. Jak oni to robią?!
- Oj Misiek, no. - zawyłam.
- Umiem?
- Umiałeś, umiesz i będziesz umiał, ale dalej, bo ranek nas zastanie! - bąknęłam, a Kubiak zadowolony odstawił trunek na stół, ale zaraz z powrotem zabrał gdy chciałam ją chwycić. - Kieliszki. - mruknął i udał się do salonu z naszym dzisiejszym nocnym gościem- Tadeuszem oraz dwoma kartonami soku pomarańczowego. Klnąc pod nosem wygrzebałam z szafki szkło i jak na skrzydłach pognałam do pomieszczenia, gdzie odbędzie się libacja. Odstawiłam wszystko na stolik, po czym rozsiadłam się wygodnie na fotelu. Michał jak na dżentelmena przystało rozlał bezbarwną ciecz do kieliszków.
- To za co? - zapytał unosząc soje naczynie. Zrobiłam dziubek z ust, zastanawiając się nad toastem i po chwili mnie oświeciło.
- Za nas Misiu! Za nasz cudowną przyjaźń! - pisnęłam z szerokim uśmiechem, po czym stuknęłam się z nim szkłem. On coś burknął pod nosem, ale puściłam to mimo uszu. Każdy wie co się pomiędzy nami wydarzyło, więc wolałam mu przypomnieć, że przyjaźń nic więcej. Wlałam sobie trunek do gardła krzywiąc się przy tym niemiłosiernie, kiedy zaczęło mnie piec w przełyku. - Eeee! - krzyknęłam i zastopowałam siatkarza, gdy chciał wziąć łyk soku - Frajerze, pierwszy zawsze bez popity! Sam mnie uczyłeś! - oburzyłam się nadymając policzki, a on zaśmiał się w głos.
- Ma się rozumieć, lamusie. - walnął mnie lekko w ramię. Potem już tylko było wesoło, a szot leciał za szotem. Sama nawet nie wiem kiedy znalazłam się na kanapie obok Michała śmiejąc się do rozpuku. Sama nie wiem kiedy moja ręka wylądowała na jego kolanie. Sama nie wiem kiedy zapatrzyłam się w jego tęczówki, które tak bardzo przypominały mi o Andrzeju. Dalej już wszystko działo się za szybko. Alkohol we krwi działam za mnie.

*Justyna nie jest alkoholikiem, po prostu innej wódki nie pija, bo jej nie smakuje.

Witam! 
Na kacu oddaję w Wasze ręce następny rozdział i żeby nie było! Napisany był już wcześniej (nie pisałam go na kacu! Jestem tego świadoma co tu Wam oddaje), tylko czekałam na więcej komentarzy pod ostatnim postem. 
Tam z prawej strony są ankiety wypełnijcie je! Proszę!
Pozdrawiam.
Black. 

Bez gifa się nie obejdzie!
Łapta mojego Ziomalka, bo tak się właśnie czuję dodając tego posta. 
Zdycham, ale z uśmiechem.